piątek, 22 czerwca 2018

Wyprawa do USA - spostrzeżenia, ciekawostki, porady


             O Stanach Zjednoczonych można powiedzieć, że są wielkie, rozległe, zatłoczone i puste zarazem, piękne, inne, dziwne, zastanawiające… O naszych wędrówkach po USA możecie przeczytać w trzech wpisach. W czwartym pokrótce przedstawiłam schemat przygotowań do wyprawy organizowanej na własną rękę. Teraz, po przejechaniu autem 3000 mil (ok. 4800 km) i odwiedzeniu dziesiątków miejsc w 6 stanach pewne przemyślenia same cisną się na usta (na papier;) ). Tak, Stany są pod wieloma względami inne niż Europa. Inna mentalność, zwyczaje, standardy. Oto garść naszych spostrzeżeń po trzech tygodniach w USA (nie twierdzę, że poznaliśmy ten kraj. Co nieco jednak zaobserwowaliśmy).






Nie zamykać walizek na kłódkę lecąc do USA!
Karta znaleziona w bagażu informująca o jego otwarciu i przeszukaniu
źródło
Wszystkie bagaże – podręczne i rejestrowane (nadawane do luku), które przylatują do Stanów Zjednoczonych na pokładach samolotów pasażerskich podlegają dokładnej kontroli. Jeśli inspektorzy TSA (Transportation Security Administration – TSA) uznają, że zawartość danego bagażu rejestrowanego musi zostać dokładnie sprawdzona, mają prawo wyłamać lub wyciąć zamek (jeśli bagaż jest zablokowany), aby przeprowadzić ręczną inspekcję bezpieczeństwa. Są to wymogi bezpieczeństwa bardzo restrykcyjne przestrzegane przez amerykańskie służby ochrony .
Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, a właściwie na walizce. Mieliśmy ze sobą dwa bagaże. W jednym znaleźliśmy karteczkę informującą, że zgodnie z prawem ta walizka została przeszukana przez TSA. Nie zamykajcie zatem walizek na drogie kłódki, bo i tak mogą Wam je wyłamać. Jeśli już koniecznie chcecie zamknąć walizkę, niech to będzie plastikowa opaska zaciskowa vel trytytka, wyjdzie taniej.














SSSS na karcie pokładowej
Jeżeli zobaczysz na swojej karcie pokładowej ciąg liter „SSSS”, to przygotuj się na dodatkową/dłuższą niż zwykle kontrolę bezpieczeństwa. Dlaczego? Zostałeś wytypowany do Secondary Security Screening Selection. Linie lotnicze nie publikują kryteriów, na podstawie których wybierają pasażerów. Podczas takiej szczegółowej kontroli należy spodziewać się bardziej szczegółowego przeszukiwania pasażera i jego bagażu podręcznego, a także testów na obecność narkotyków oraz substancji wybuchowych. Warto podkreślić, że osoby wytypowane do Secondary Security Screening Selection zwykle nie mogą odprawić się przez internet i dokonują tego dopiero na lotnisku.
Nam się to przytrafiło, a właściwie tylko Mojemu K. (dlaczego tylko jemu, a mi nie?). Po przybyciu na lotnisko w Paryżu, skąd lecieliśmy do Nowego Jorku, okazało się, że nie możemy się odprawić w samoobsługowym kiosku. Udaliśmy się do stanowiska odprawy, czyli tam, gdzie nadaje się bagaż. Odprawiliśmy się bez problemów, choć nikt nic nam nie powiedział, że jedno z nas będzie przechodziło dodatkową kontrolę. Spostrzegliśmy to po odebraniu karty pokładowej. Na karcie Mojego K. widniało SSSS. Owa dodatkowa kontrola to nic wielkiego i strasznego. Polegała na tym jedynie, że przy wejściu do samolotu Mój K. (oraz inni z SSSS) został poproszony na bok (mi kazano iść do samolotu), jego bagaż podręczny został gruntownie sprawdzony, ponownie – większe rzeczy musiał wypakować, reszta została przejrzana. Zarówno rzeczy jak i ich właściciela przetarto papierkiem wykrywającym materiały wybuchowe. Wszystko było w porządku, więc po kilku minutach zjawił się koło mnie w samolocie. Nie taki wilk straszny…



  
Zachowujcie karty pokładowe po każdym locie!
1. Dlaczego należy zachować kartę pokładową z wylotu (niezależnie od kierunku lotu)?
Ostatnio poznałam taką historię: blogerka-podróżniczka opisywała, że wracając z Tajlandii do Polski miała na lotnisku w Bangkoku niefajną sytuację. Okazało się, że jej bilet powrotny jest skasowany, gdyż niby nie wykorzystała wylotu. W liniach rejsowych (nie w lowcostach! tam zasady są zupełnie inne)  jest zasada, że jeśli nie skorzystasz z wylotu (całego lub choćby jednego odcinka lotu, jeśli jest to lot z przesiadką), to wszystkie pozostałe loty z tego biletu są kasowane. Jest to tzw. no-show. W przypadku biletu tej blogerki rzekomo tak było – w systemie linii lotniczej widniała informacja o no-show, czyli, że nie stawiła się na wylocie. Powrót został automatycznie skasowany. Na szczęście miała kartę pokładową z wylotu, dzięki czemu udowodniła, że wykorzystała wylot. Bilet powrotny został przywrócony, a ona nie musiała kupować nowego biletu za kilka tysięcy.
2. Dlaczego warto zachować kartę pokładową z lotu powrotnego z USA?
Wylatując z USA pracownik lotniska powinien wprowadzić do systemu informację, iż opuściliśmy terytorium Stanów. Może się jednak zdarzyć jakiś błąd ludzki lub systemu i tej informacji nie będzie w systemie. A wówczas dla władz USA cały czas przebywamy na ich terytorium, po kilku miesiącach przekraczając dozwolony czas pobytu (wlatując do USA przy rozmowie celnej  pracownik wbija do paszportu pieczątkę z pozwoleniem na wjazd na okres 6 miesięcy najczęściej). Jeśli fakt opuszczenia USA przez daną osobę nie został odnotowany w systemie – karta pokładowa z powrotu (wg informacji na stronie rządowej US Custom and Border Protection) stanowi dokument potwierdzający fakt opuszczenia terytorium USA. Radzę więc zatrzymać kartę pokładową po przylocie ze Stanów do Polski, najlepiej aż do czasu kolejnego wylotu do USA.


Wszystko jest ogromne
Europa ma swoje ukryte, kręte uliczki … Stany Zjednoczone mają same rozmiary. Kiedy myślisz o takich miejscach jak Nowy Jork, widzisz ogromne wieżowce. Ale to nie koniec. Wszystko w Ameryce jest gigantyczne! Wielkie odległości, wielkie otwarte przestrzenie, osiedlowe supermarkety wielkości centrów handlowych, licea, które wyglądają jak uniwersytety, 6-pasmowa ulica w centrum miasta, szersze pasy na szersze samochody, kanapki ważące 1,2 kg, mleko w galonowych butelkach (3,78 litra), mała cola wielkości naszej największej i niekończąca się dolewka w fast-foodzie…
A propos przestrzeni. Wielkie, i fajne, wrażenie zrobiły na mnie amerykańskie drogi - te długie i proste odcinki tras sięgające aż po horyzont. Jakby ktoś na mapie linijką narysował, jak ma przebiegać droga i tak ją zbudowano. Jedzie się i jedzie ciągle prosto na długości dziesiątków kilometrów...


Patriotyzm
Flaga USA to w Stanach motyw wszechobecny. Jest ona częścią krajobrazu miast i miasteczek, obowiązkowym elementem przed domem i popularnym motywem na odzieży i przeróżnych gadżetach z majtkami włącznie. Amerykanie są z niej dumni.
Generalnie Amerykanie rzeczywiście są patriotami. Nam może się to wydawać pompatyczne, ale Amerykanie są dumni z bycia Amerykanami. Mają dużo szacunku dla służb mundurowych, żołnierzy i weteranów. Byliśmy świadkami pięknej sceny na lotnisku w Orlando. Udajemy się do kontroli bezpieczeństwa. Tłum podróżnych gęstnieje. Pojawia się kilkudziesięciu osobowa grupa weteranów – mają jednakowe czapeczki z logiem związku weteranów, większość porusza się na wózkach inwalidzkich pchanych przez ich opiekunów. I wtedy lotnisko zamiera, dosłownie! Tłum ludzi rozstępuje się niczym Morze Czerwone, ochrona lotniskowa i funkcjonariusze stają na baczność, salutują, wszyscy biją brawo, wiwatują, machają do staruszków. Piękna scena, stałam zaskoczona i oniemiała. Amerykanie naprawdę szanują swoich weteranów i doceniają ich poświęcenie dla kraju.

Flaga w holu dworca kolejowego Grand Central w Nowym Jorku

Radość ducha
Amerykanie znani są z tego, że się bardzo dużo uśmiechają. I są zawsze do wszystkiego pozytywnie nastawieni. Wchodzisz do sklepu – od progu widzisz wielki uśmiech ekspedienta i słyszysz: „Hi, how are you?” Zresztą to ich „How are you?” to standard, wszyscy się tak non-stop witają, nawet nieznajomi, choć właściwie nikogo to tak naprawdę nie interesuje. Ale Amerykanin zawsze (zawsze!) odpowie, że ma się dobrze. Oni nie narzekają. Dobre samopoczucie to amerykańska specjalność. Większość z Amerykanów jest po prostu zaprogramowanych na pozytywne myślenie zarówno o samym sobie jak i o świecie już od dziecka. Nawet jak coś nie idzie po ich myśli, zawsze szukają dobrych stron sytuacji, mówiąc ‘ Jeżeli życie daje ci cytryny, rób lemoniadę’. Dla nich wszystko jest świetne, każdy jest warty komplementu, pracownicy wykonują super robotę, dzieci doskonale się uczą, nawet mając złe oceny. Wszystko jest awesome, amazing, great, cool… Każde z tych określeń słyszałam kilka razy na dzień. Meldując się w hotelu mówimy, że zostaniemy jedną noc, na co słyszymy radosne „That’s great!”. W lokalu zamawiam zupę, słyszę „Awesome!”, wjeżdżając do parku narodowego rangers (strażnik) pyta, skąd jesteśmy, mówimy, że z Polski, na co pada entuzjastyczne „How cool is that!” I jak tu się o cokolwiek martwić?, jak nie czuć wewnętrznego optymizmu i radości, że przecież wszystko jest fine. Oni nawet odpowiadają przecząco w pozytywny sposób. Słyszałam taki dialog: Taxówkarz: „Would you like some water?”, pasażerka: „I’m fine, thanks”. Awesome…;)



Obowiązkowe napiwki
Kelnerowi czy barmanowi – w nawet najzwyklejszym lokalu, barze czy pizzeri - nie tylko wypada, ale wręcz trzeba dawać napiwki (od 10 do 20%). W wielu miejscach nie mamy po prostu wyboru, gdyż napiwek jest automatycznie doliczany do rachunku, na którym będzie pozycja „Gratuity” lub „Service”, czyli właśnie de facto obowiązkowy napiwek. Amerykańskie napiwki mogą przyprawić oszczędnego Polaka o zawał serca. Żeby uniknąć palpitacji serca, trzeba najlepiej od razu założyć, że każda cena, którą się widzi w restauracji, jest o 20% wyższa. I życie jest wtedy prostsze.

Rachunek z lokalu w miasteczku Mariposa. W kółku zaznaczony doliczony napiwek

Ceny (nie)prawdziwe
Często w sklepach amerykańskich widzimy produkty po 30$, a do zapłacenia mamy np. 31,5$ lub więcej. Należy pamiętać, że ceny w USA nie zawierają odpowiednika polskiego podatku VAT! Podatek, tzw. Sales tax, doliczany jest dopiero przy kasie, na rachunku, stąd różnica w cenie. Stawka tego podatku różni się w zależności od stanu, ale zazwyczaj oscyluje w okolicach 7%. Pamiętajmy, aby doliczyć ją do naszych zakupów.


Jazda autem
Amerykańskie highway’e, czyli autostrady, to - w moim odczuciu – takie nasze międzymiastówki, tylko często z większą liczbą pasów i szersze. Obowiązują na nich ograniczenie prędkości do 70 mil (110 km/h) w Kalifornii. W innych stanach te limity wynoszą między 60 mil (97 km/h) a 85 mil (137 km/h). Sytuacja niewyobrażalna dla fanów szybkiej jazdy po niemieckich autobanach!;) Co więcej, tych limitów wszyscy karnie przestrzegają! A wyjątki są od razu ścigane przez patrole.

Arteria w centrum Los Angeles

Należy pamiętać, iż przepisy drogowe mogą się różnić w zależności od stanu.

W miastach parkując należy czytać znaki drogowe oraz patrzeć na kolory krawężników i linie na ulicach. Nie można parkować przy czerwonych i niebieskich krawężnikach. Odległość kilku centymetrów między zderzakiem a początkiem czerwonego krawężnika też może zostać uznana za złamanie przepisów.
Przed zaparkowaniem na ulicy trzeba sprawdzić na znaku, kiedy odbywa się sprzątanie i tym samym obowiązuje zakaz parkowania. To prawo powoduje jeszcze jedno utrudnienie. Nie ma możliwości zostawienia auta zaparkowanego na kilka dni w tym samym miejscu, ponieważ z reguły raz czy dwa razy w tygodniu/miesiącu odbywa się sprzątanie.
Jeżdżąc po amerykańskich miastach i miasteczkach na pewno natkniecie się na namalowany na jezdni wielki napis Xing lub na żółty znak z owym napisem. Nie od razu rozgryzłam, co on oznacza. Otóż jest to informacja, iż zbliżamy się do skrzyżowania – po angielsku crossing, czyli w skrócie xing.

Z lewej: tablice informujące, kiedy można bądź nie parkować na ulicy. Z prawej: namalowany znak "pedestrians crossing"

Amerykańscy kierowcy mają kilka ciekawych rozwiązań drogowych
1. 
Jednym z nich jest możliwość skrętu w prawo na skrzyżowaniu przy czerwonym świetle, mimo braku „strzałki” czy jakiegokolwiek innego oznaczenia. Skrzyżowania, gdzie jest to zabronione, są wyraźnie oznaczone czytelnym znakiem drogowym z napisem "No left turn".
2.
Zablokowanie skrzyżowania lub wjechanie bez możliwości zjechania przed zmianą świateł jest karalne 500 USD (nie ma możliwości, by tego nie wiedzieć, ponieważ znaki są widoczne na każdym skrzyżowaniu). Przepis i zwyczaj prosty, a jak bardzo praktyczny. W naszym kraju blokowanie skrzyżowań jest jednym z głównych czynników zakorkowania.
3.
Ciekawe jest zachowanie aut na skrzyżowaniu równorzędnym z 4 STOP-ami. Nie obowiązuje pierwszeństwo prawej strony, jak w Polsce, tylko w pierwszej kolejności rusza to auto, które pierwsze podjechało. Zasada wydaje się prosta i nawet całkiem fajna, bo nie trzeba się zastanawiać, które auto ma wolne z prawej. Natomiast Mojego K. momentami irytowało. Czasem przy spotkaniu z innym samochodem na takim skrzyżowaniu trudno było na pierwszy rzut oka jednoznacznie określić, kto dojechał pierwszy. Więc zatrzymywali się wszyscy i nie było wiadomo, kto ma ruszyć pierwszy.
4.
Wiecie co to jest jazda „na suwak”? Jedzie się tak wtedy, kiedy dwa pasy zwężają się do jednego – samochody wjeżdżają na niego na zmianę, raz z lewego pasa, raz z prawego. Dzięki temu jazda jest płynna. Często niestety kierowcy tak jeździć nie umieją. Szczególnie w Polsce. Amerykanie opanowali to do perfekcji.
5.
Jak również ustępowanie jezdni szybszemu pojazdowi. Wielokrotnie zdarzało nam się, że jadące przed nami auto zjeżdżało do zatoczki lub na pobocze, widząc, że się do niego zbliżamy z większą prędkością. Sami również szybko nauczyliśmy się tego zwyczaju.
6.
Kolejna bardzo fajna rzecz to HOV (High-Occupancy Vehicle) lub carpool lane, czyli pas ruchu, którym mogą poruszać się tylko samochody z minimum 2 lub 3 pasażerami (razem z kierowcą). Odpowiednia informacja znajduje się na znakach wzdłuż tego pasa. Bawi mnie, że w USA już 2 osoby w aucie uważane są za „ciężko oblegany” samochód.


7.
Co ciekawe, w Polsce/Europie jesteśmy uczeni, że na lewym pasie jedzie się najszybciej i należy zjechać, jak ktoś jedzie szybciej. W USA ta zasada nie obowiązuje. Szczególnie na wielopasmowych autostradach wyprzedza się i mija z każdej strony. Można się do tego przyzwyczaić, ale oczy trzeba mieć dookoła głowy.

Tankowanie
Teoretycznie temat tankowania samochodu na stacji wydaje się być banalny, jednakże osoby, które pierwszy raz odwiedzają USA, prawdopodobnie będą miały kłopoty z obsługą  automatycznego dystrybutora. W większych miastach w ten sposób właściwie praktycznie wyeliminowano bezpośredni kontakt klienta z pracownikami stacji. Na większości stacji benzynowych dystrybutory mają opcję płatności kartą, niestety większość polskich kart w nich nie działa. Nasze nie działały. Jeśli nie przejdzie, to konieczna jest płatność w kasie gotówką bądź kartą. Co ciekawe, w kasie nie mieliśmy problemów z płatnościami kartą. W kasie należy zapłacić zanim zatankujemy. Jeśli nie wiemy, ile litrów wejdzie do baku tankując do pełna, trzeba zapłacić więcej i po zatankowaniu wrócić po resztę. Albo po prostu powiedzieć, za ile chce się zatankować.
Ceny paliwa są różne w zależności od miejsca: 2,70-3,30 USD/galon (1 galon = 3,78 litra).
Stacje benzynowe w USA nie są zlokalizowane przy highways czyli przy autostradach. Z reguły znajdują się one przy drogach zjazdowych z autostrad i przy drogach dojazdowych do danej miejscowości czy danego miejsca. Z reguły w jednej lokalizacji są w bliskiej odległości przynajmniej cztery stacje do wyboru. Tuż obok stacji z reguły znajduje się kilka restauracji szybkiej obsługi. Oczywiście wszechobecny McDonald’s, Burger King czy KFC. Także restauracje nieobecne w Polsce czy Europie, jak Wendy’s czy Taco Bell.
Odległości między miastami są dużo większe niż w Europie (odległości między miasteczkami mogą wynosić nawet kilkadziesiąt kilometrów), dlatego warto mieć zawsze ze sobą zapas paliwa w baku i wody pitnej. Nie mówię, że trzeba wozić ze sobą kanister z ropą, ale jadąc mniej zaludnionymi rejonami Stanów lepiej tankować częściej niż rzadziej.



Reklamy prawników
Najpopularniejszą reklamą na ulicznych bilbordach są reklamy prawników (w stylu Better Call Saul) :) Jest ich naprawdę dużo, szczególnie w Kalifornii.



Karnet America the Beautiful – wstęp do parków narodowych
To co najpiękniejsze w USA, to parki narodowe. Wjazd do każdego z nich kosztuje, a kiedy chcemy odwiedzić ich kilka czy nawet kilkanaście, to kwota robi się całkiem duża (wjazd do niektórych to nawet 30 USD za osobę). Dlatego dobrze w pierwszym parku narodowym kupić karnet „America the Beautful” za 80$. Upoważnia on do wstępu do ponad 2000 federalnych (państwowych) ośrodków rekreacyjnych (to nie tylko parki narodowe). Pełna lista tutaj
Dokument ten ważny jest przez okres jednego roku, licząc od daty zakupu. Właścicielem karnetu jest jedna (lub dwie osoby), których podpis znajduje się na rewersie karty “America the Beautiful”. Osoba ta może bez ponoszenia żadnych dodatkowych opłat wjechać prywatnym lub wypożyczonym samochodem (nie może być to samochód firmowy z widocznymi znakami firmowymi) na teren dowolnego parku narodowego wraz z trzema osobami towarzyszącymi, czyli na jeden karnet wjeżdżają max. 4 osoby w 1 samochodzie. Opcja idealna, jeśli jadą np. 2 pary lub grupka 4 przyjaciół. Można podzielić się kosztami. Koszt karnetu zwraca się po wizycie już w trzech parkach. W czasie kontroli przez Park Rangers (głównie przy wjeździe na teren parków) należy również przygotować  dodatkowy dokument ze zdjęciem (paszport, dowód osobisty lub prawo jazdy) w celu weryfikacji danych osobowych.
Uwaga: Karnet “America the Beautiful” ważny jest tylko i wyłącznie na terenach Parków Narodowych. Nie jest akceptowany przez m.in. Parki Stanowe (State Parks). Dlatego wstęp do np. Kanionu Antylopy lub  Monument Valley nie podlega pod ten karnet.
My nasz karnet wykorzystaliśmy wjeżdżając do Wielkiego Kanionu, Doliny Śmierci, Parku Sekwoi oraz Parku Yosemite.


Zwiedzanie Nowego Jorku – wybór karnetu
Nie da się ukryć – zwiedzanie Nowego Jorku może być drogie. Z pomocą przychodzą tzw. karty zniżkowe, czyli passy, które za jedną cenę oferują wstęp do wielu atrakcji w Nowym Jorku. Cztery są najbardziej popularne, różnią się jednak znacznie: 
Nie będę opisywać tu każdego z nich, najlepiej wejść na stronę każdego z pass’u i samemu przeanalizować ich zalety. Pomóc może „pass’owy kalkulator”, czyli strona pomagająca wyszukać najbardziej odpowiadający naszym potrzebom karnet: klik.
My wybraliśmy NYC Explorer Pass. Rzeczywiście zaoszczędziliśmy na wybranych przez nas atrakcjach + w jednym przypadku mieliśmy uprzywilejowane wejście (w pozostałych nie sprawdzaliśmy, gdyż nie było kolejek).

Bilety na punkt widokowy Top of the Rock w Nowym Jorku wymienione  + mapa Wielkiego Kanionu, którą otrzymaliśmy przy wjeździe do parku
  
Jedzenie, czyli Super size me
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl o amerykańskim jedzeniu, to fakt, że prawie wszystko - porcje, paczki, butelki - jest większe niż u nas. Rzadko jadaliśmy w lokalach, zazwyczaj kupowaliśmy produkty w markecie i z nich przygotowywaliśmy posiłki – kanapki na śniadanie oraz sałatki na obiado-kolacje. O dziwo, po całym dniu chodzenia i zwiedzania w porze kolacyjnej najbardziej mieliśmy ochotę na sałatkę. W Walmarcie (najpopularniejsza sieć marketów) jest szeroki wybór gotowych sałatek albo warzyw przygotowanych do sporządzenia sałatki. Bo USA to kraj półproduktów i dań gotowych…

Gotowe jedzenie
W sklepach spożywczych można znaleźć wszystko, czego pragniemy – już gotowe. Naprawdę wszystko, łącznie z ugotowanymi, już obranymi jajkami i świeżymi, wybitymi ze skorupek jajkami w kartonach jak soki! Mnóstwo gotowych dań, które wystarczy włożyć na parę minut do mikrofalówki i obiad zrobiony. A do tego wszystko jest dużo większe…

Duże porcje
Porcje jedzenia są dużo większe niż w Polsce – nasza duża cola to dla nich średnia. Napoje czy mleko są sprzedawane w galonowych butelkach (1 galon = 3,78 litra), majonez – pół galonowy słój, wędlina – co najmniej kilkadziesiąt plasterków w paczce, mieliśmy trudności ze znalezieniem małej paczuszki z kilkoma plasterkami, żeby reszta się nie zmarnowała. Nawet Starbucks’ową kawę można było kupić w dużych kubkach. A propos, kawa leje się w USA litrami. W restauracjach można dostać darmową dolewkę. Nie mówiąc już o napojach gazowanych. Standardem jest nieograniczona dolewka w coli w lokalach fast-food’owych (z dziwnych rzeczy mogę dodać colę o smaku… gumy Turbo w jednym z takich lokali). A do tego lód, duuużo lodu w każdym napoju.

Wysokie ceny zdrowej żywności
Warzywa, owoce, przetworzone produkty, ale o krótkim składzie (czytaj zdrowym – bez E i miliona innych chemicznych „polepszaczy”) były droższe niż ich tańsze odpowiedniki i było ich w sklepie mniej. Pamiętam, jak szukaliśmy zwykłego soku pomarańczowego – nie chemicznego napoju, ale soku z samym sokiem w składzie. Po przejrzeniu długiego regału w końcu takowy znaleźliśmy, ale 2 razy droższy niż inne soko-napoje. Dobrze, że każdy Walmart ma bardzo dobrze zaopatrzony dział owocowo-warzywny:) 

Śniadania
W Stanach nieco inne niż w Polsce. Bardzo często na słodko  (amerykanskie pancakes z syropem klonowym), ale najczęściej to jajka w każdej postaci z bekonem i hash browns, czyli wiórkami ziemniaków.
W hotelach nie jest już tak dobrze. Cukrowane płatki i mleko, słodko-chemiczna muffinka, napój (nie sok!) pomarańczowy to standard. W lepszych hotelach można liczyć na tosty z dżemem lub masłem orzechowym (swoją drogą bardzo smacznym), jajka, pancakes.

Typowy bar serwujący śniadania i lunche. Miasto Mariposa

Burgery
Coś, z czego słynie Ameryka, czyli soczyste mielone mięso wołowe, smażone lub grillowane, podawane w słodkiej bulce z dodatkiem sałaty, pomidorów, sera, etc. W zasadzie dostępne w każdym amerykańskim barze. Czasem lepsze, czasem gorsze, ale nigdy nie przypominają tych z McDonalds’a. Są bardzo grube, dużo bardziej treściwe, i moim zdaniem, o niebo lepsze niż te w Europie. W zwykłym barze w małym miasteczku jedliśmy lepsze burgery niż kiedykolwiek na starym kontynencie. Mój K. stwierdził nawet, że to najlepszy burger w jego życiu;)

Pizza w Nowym Jorku
Tak, potwierdzamy, pizza w Nowym Jorku jest rewelacyjna! To jedno z najpopularniejszych dań w tym mieście, chyba na równi z burgerami (a może jest nawet popularniejsza?). Pizzerie są na każdym kroku. Byliśmy w dwóch, weszliśmy ot tak, bo przechodziliśmy obok i zgłodnieliśmy. W obu pizza była wyśmienita! Niestety nie pamiętam nazw tych lokali. Tradycyjna nowojorska pizza jest robiona ręcznie, ciasto jest pokryte cienką warstwą sosu pomidorowego (ale takiego prawdziwego, z kawałkami pomidorów, pysznego!) i serem mozzarella (nie wiem, co to za mozzarella, ale ser był przepyszny!). Pizza jest dość duża, ma aż 45 cm średnicy i jest pokrojona na 8 plastrów. Te duże szerokie kawałki są często spożywane jako fast food lub jako przekąska spożywana w biegu na ulicy. Typowe przyprawy to oregano, tarty ser parmezan i suszone czerwone płatki pieprzu chili. Pizzę kupuje się na kawałki w cenie 3-6 USD/szt.


Bezpieczeństwo w USA
W związku z zagrożeniem zamachami terrorystycznymi w wielu miejscach publicznych nadal obowiązują zaostrzone środki bezpieczeństwa, polegające przede wszystkim na wprowadzeniu kontroli bagażu i kontroli osobistej mieszkańców i turystów. Dotyczy to głównie lotnisk (krajowych i międzynarodowych) oraz innych miejsc publicznych, takich jak urzędy, stadiony, niektóre muzea, hale wystawowe, wejścia do wysokich budynków. Wszystkie linie lotnicze, zarówno krajowe, jak i zagraniczne, wymagają przybycia na lotnisko od 2 do 3 godzin przed odlotem samolotu. Wprowadzono także ograniczenia dotyczące przewożonego bagażu. Zaleca się, by przed podróżą zasięgnąć aktualnych informacji u przedstawiciela danych linii lotniczych. W większości wielkich miast amerykańskich istnieje duże zagrożenie przestępczością. Dotyczy to zwłaszcza biednych dzielnic, a czasami także centrów miast.


Słaby zasięg poza miastami
Jadąc w góry, na pustynie czy do parków narodowych trzeba być przygotowanym na to, że często nie będzie zasięgu sieci komórkowej. Nas to spotkało w kilku miejscach, np. w okolicach Wielkiego Kanionu (South Rim) i Monument Valley. Jadąc w trasę warto ściągnąć mapę offline.


Pieniądze
Amerykańskie monety i banknoty chyba specjalnie zaprojektowano tak, aby wprowadzić cudzoziemców w błąd;) Na żadnej monecie nie ma cyfry oznaczającej odpowiednią wartość. Są tylko napisy, np. one cent, five cents itd. lub ich zwyczajowe nazwy: penny - jednocentówka, nickel - pięciocentówka, dime - dziesięciocentówka  i quarter - dwudziestopięciocentówka. Rzeczywiście początkowo ciężko było mi rozpoznać, jaki nominał ma poszczególna moneta. Najpopularniejszą jest moneta ćwierćdolarowa. Są to często jedyne monety przyjmowane przez automaty. Dlatego chcąc zapłacić za parking albo za prysznic na kempingu lepiej mieć ich trochę przy sobie (często trzeba użyć kilkunastu na raz). Każdy stan ma inną ćwierćdolarówkę z symbolem danego stanu (np. monety z Michigan mają odwzorowane wielkie jeziora), przez co bardzo popularne jest ich zbieranie.


Nie musisz się lansować
Jadąc tam byłam przekonana, że w Nowym Jorku wszyscy na ulicy będą hipsterscy, posh i w ogóle bez „Vogue” nie wychodź . Nic bardziej mylnego! Na ulicach rodzinnego Poznania widziałam więcej wylansowanych dziewczyn i facetów, niż na Piątej Alei na Manhattanie. Amerykanie nic nie muszą, oni są fajni z definicji, bo są Amerykanami.
To fajny kraj i fajni ludzie, ale sporo też trzyma się na drucie, śmieci w centrach miast dużo, a bezdomnych jest o wiele więcej niż u nas; niby można się było tego spodziewać, ale sprany filmami i serialami mózg zakładał nieco inną, wyidealizowaną rzeczywistość. Poniżej filmik z "wesołym menelem", jak nazwaliśmy tego pana. To bezdomny mówiący do siebie, siedział sobie na murku na Strip'ie  - głównej ulicy w Las Vegas. Nikomu nie przeszkadzał, czasem do kogoś zagadał. Siedział, podśpiewywał sobie i podrygiwał w rytm muzyki. Muzyka w tle dobiega z licznych głośników rozstawionych wzdłuż ulicy. To jedyna znana mi ulica, która oprócz latarni ma wmontowane głośniki, z których dobiega taneczna ulica.


A gdy już mowa o filmach: uczucie gdy widzisz w telewizji Times Square w NY albo Golden Gate w SF i myślisz “o, byłam tam”: bezcenne!:)

Zapraszam do pozostałych części relacji:
Nowy Jork w 3 dni - USA cz.1
Od Las Vegas do Monument Valley - USA cz.2

USA polecają

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz