Zimno ostatnio. Mój K. się pochorował. A cóż lepszego na przeziębienie niż domowy rosół? Jako troskliwa Pani Mojego K. zakasałam rękawy i ugotowałam mój pierwszy rosół. Ktoś mógłby pomyśleć, że jak to pierwszy rosół - pierwszy w życiu? Ano, jakoś nie jestem fanką gotowania zup (choć je lubię). Tym razem jednak zarówno sytuacja chorobowa jak i panująca aura sprawiły, że nabraliśmy ochoty na "kompot z kury", jak go określił Mój K.;) Przepis tradycyjny. Wrzucam go na bloga bardziej dla siebie, na przyszłość, żeby nie zapomnieć, skoro tak rzadko gotuję rosół;)
Składniki (na 5-6 porcji):
- ok. 1 kg mięsa z kury (nie piersi), użyłam podudzi
- włoszczyzna (cebula, marchewka, korzeń pietruszki, kawałek selera, por)
- 2-3 liście laurowe
- 3-4 ziarenka ziela angielskiego
- sól, pieprz
Kurczaka zalewamy ok. 2,5-3 l zimnej wody i zagotowujemy pod przykryciem. Po tym czasie łyżką zdejmujemy szumowiny (białą pianę z wierzchu).
W między czasie opalamy cebulę nad ogniem, warzywa obieramy i kroimy w mniejsze kawałki.
Zmniejszamy ogień, dodajemy warzywa oraz ziele angielskie i liście laurowe. Nie solimy!
Gotujemy na bardzo małym ogniu - woda ma tylko lekko pyrkotać - przez ok. 1-1,5 godz., aż mięso będzie bardzo miękkie.
Warzywa, poza marchewką, wyciągamy, zupę doprawiamy solą i pieprzem. Zupę można podać posypaną natką pietruszki.
Gotowe :)
Smacznego życzą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz