niedziela, 21 czerwca 2015

"Lesio" J. Chmielewska

            Po "Lesia" sięgnęłam pierwszy raz wiele lat temu całkiem przypadkiem po przeczytaniu 2-3 innych książek Chmielewskiej. Polubiłam jej styl - lekki, humorystyczny. "Lesia" czytałam wówczas ze łzami w oczach, zaśmiewając się w głos. Teraz, po latach, postanowiłam odświeżyć sobie tę lekturę. Ostatnio wróciłam do Chmielewskiej ("Klin" i "Wszyscyjesteśmy podejrzani") na zakończenie zostawiając sobie właśnie "Lesia".

            Historia w książce wydawałaby się na pozór normalna. Zwykłe życie architektów w stolicy. Jednak ich pomysły i przygody są tak dziwne i niedorzeczne, że aż ciekawe;) Tytułowy Lesio to ewenement na skalę światową. Powinno się go chronić niczym dobro narodowe, otoczyć opieką i kolejnym pokoleniom podawać wprost do rąk, żeby każdy miał okazję do "spotkania" tego lekko ciapowatego, wiecznie bujającego w obłokach mężczyzny. Lesio postanawia zamordować personalną, która wiecznie go dręczy i ściga z księgą spóźnień w ręku. Lesio uciemiężony boleśnie, żyje w wielkiej depresji, a tak prozaiczne rozwiązanie jak nie spóźnianie się zupełnie nie przychodzi mu do głowy. Pozostaje więc usunąć problem w inny, bardziej brutalny i wysublimowany sposób... To tylko jedna z przygód Lesia i jego współpracowników. A takich perełek w powieści jest więcej. Na tę książkę składają się bowiem trzy opowiadania.
           Przy "Lesiu" naprawdę można uśmiać się do łez. I choć za pierwszym razem ubawiłam się dużo bardziej, to i przy kolejnej lekturze tej powieści rechotałam radośnie. Gronkowce, napad na pociąg, bomba budzikowa, garbata banda, kieł basa, to tylko niektóre z gagów wywołujące salwy śmiechu. Chmielewska jak nikt inny potrafi stworzyć tak absurdalne sytuacje i charakterystyczne postacie, że czytelnik długo zastanawia się nad tym, czy to aby na pewno fikcja literacka. Wszystko jest tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe (a sprzyjają temu lata, w jakich rozgrywa się akcja, gdzie papier toaletowy jest na wagę złota).
Bardzo dobrym pomysłem było wstawienie kierownika pracowni, który jako jedyny trzeźwo myślący osobnik zawsze musiał wejść, zobaczyć czy usłyszeć dziwne zachowania swoich pracowników, przez co z chwili na chwilę pogłębiała się jego chęć pójścia do psychiatry. 
- Może trzeba zobaczyć co się dzieje? - spytał naczelny inżynier. 
- Za nic!!! - krzyknął kierownik pracowni ze zgrozą. - Ja w tym nie będę brał udziału! Nic nie słyszę! Nic nie wiem! Ja chcę być normalny jeszcze przez miesiąc!
           Genialne, lekkie pióro, które dostarcza zabawy na długi czas, do którego trzeba jednak podchodzić z dystansem. Nie do każdego może przemówić tego typu groteskowo-absurdalne poczucie humoru. Polecam.

Polecają

1 komentarz:

  1. Znam tę książkę, czytałam ze trzy razy i za każdym wprost wyłam ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń