niedziela, 17 maja 2015

"Klin" Joanna Chmielewska

              Joanna Chmielewska to popularna (kiedyś bardziej, obecnie nieco mniej) autorka mnóstwa powieści sensacyjnych, kryminalnych, komedii obyczajowych, a także książek dla dzieci i młodzieży. Lata temu przeczytałam kilka jej dzieł i na żadnym się nie zawiodłam. Wszystkie z ciekawą fabułą, dowcipne, czytając "Lesia" (mój absolutny nr 1 w dorobku Chmielewskiej) i "Wszystko czerwone" tak zanosiłam się śmiechem, że chciano mnie do psychiatryka posłać;) To lubię w tej autorce - luz zarówno w prowadzeniu akcji, jak i w stylu pisarskim, autoironię, dowcip, humor doprowadzający do łez. Ostatnio potrzebowałam jakiejś lżejszej, rozweselającej lektury. Przypomniałam sobie o Chmielewskiej. Mój wybór padł na "Klin", powieść z 1964 roku. I choć nie jest ona tak rozbrajająco zabawna jak "Lesio", to i tak mnie wciągnęła.

            O czym jest "Klin"? O telefonicznym pomieszaniu z poplątaniem jakby na jakiejś obłąkanej centrali telefonicznej, gdzie mimo wykręcania numeru połączenia łączone są zupełnie przypadkowo. O miłość nieszczęśliwej i klinie na tę miłość. O zagadce z gatunku "znajdę cię nawet pod ziemią, choćbym miała zrobić z siebie kretynkę ostatnią". O intrydze złodziejskiej, wielce zaszyfrowanej i zakonspirowanej oraz o kilku osobnikach zupełnie niewinnych, poszkodowanych poprzez rozpędzony walec zdarzeń. 
Główna bohaterka, Joanna, zadurzyła się w nieodpowiednim facecie. Co z tego, że jest przystojny i niebieskooki, skoro nigdy nie ma czasu. Do miasta przyjeżdża raz na na jakiś czas, a kiedy już przyjedzie, to biedna musi czekać nieraz kilka dni, żeby do niej zadzwonił. W desperacji dzwoni do niego anonimowo, by przekonać się, czy żyje, czy jest, czy go nie ma, czy jest sam, czy nie. Ku jej zdziwieniu nagle w słuchawce odzywa się tajemniczy męski głos. Ów uwodzicielski głos radzi jej, aby wybiła klina klinem. Rozmowa z mężczyzną, jak i on sam, intryguje Joannę. Zgadza się z nim spotkać jeszcze tego samego dnia. Mężczyzna wprasza się do mieszkania bohaterki (w porze, dodajmy, skandalicznej), zawraca jej w głowie, chociaż jest nie w jej typie (co jest nie do pomyślenia, bowiem jest wysokim przystojnym brunetem o uwodzicielskim, radiowym głosie, w dodatku ma psa;) ). Potem nagle znika po odbytej u Joanny rozmowie telefonicznej, w okolicznościach równie dziwnych, jak się pojawił. Co więcej od tego momentu zaczyna wydzwaniać (znów ten telefon!) do bohaterki nieznany jegomość zgłaszający konspiracyjnym głosem meldunki operacyjne z jakiejś bardzo tajnej akcji szpiegowskiej (w mniemaniu Joanny) "Szkorbut". Zdesperowana i zaciekawiona Joanna poświęci wiele czasu i nerwów na odszukanie tajemniczego mężczyzny (którego nawet nie zapytała o imię), wplątując się przy tym w prześladowanie, a nawet aferę szpiegowską! 
              Istny galimatias. Nic i nikt nie jest tym, za kogo lub za co Joanna go lub to brała. Nawet ja się gubiłam w szczegółach i wątkach fabuły. O ile sprawa Pana-Uwodzicielski-Głos została rozwikłana w bardzo ciekawych okolicznościach, to z żalem przyjęłam sposób, w jaki autorka zakończyła wątek afery szpiegowskiej. A w tworzeniu tego typu akcji i afer jak również morderstw Chmielewska jest naprawdę dobra. Szkoda, że w tej powieści nie pociągnęła tego wątku.
              Lekturę "Klina" wspominam całkiem dobrze - fajny, swobodny styl Chmielewskiej, zdania budowane niby chaotycznie (spontaniczne przemyślenia i rozległe dywagacje Joanny), ale sensownie. Od czasu do czasu parsknęłam śmiechem, ponadto w napięciu czekałam na finał śledztwa bohaterki, mimo że żadnego rozlewu krwi czy trupów nie uświadczyłam (co tak lubię u Chmielewskiej). Z kolei akcja "Szkorbut", telefoniczne pomyłki i rzekome szajki przestępcze, choć bawiły, już nie do końca mnie przekonały. Może też dlatego, że trochę się zamotałam w tym wszystkim. Zakończenie powieści pozostawiło pewien niedosyt.
          Powieść Chmielewskiej czyta się dobrze i szybko. Jej ogromne plusy to przede wszystkim kreacja głównej bohaterki (będąca alter ego samej autorki), swoboda językowa i PRL-owski klimat. Książka wciąga i dostarcza wiele rozrywki. Funduje nam powrót do czasów, kiedy ludzie naprawdę mogli być tajemniczy, a wszystkie sprawy załatwiano przez telefon. Dziś bohaterka pewnie poszperałaby w internecie i oszczędziłaby sobie fatygi. 
         „Klin” polecam jako dobry początek znajomości z postrzeloną alter ego autorki, która przewija się w innych jej książkach – jeszcze w niejednej powieści zalezie współbohaterom za skórę, nam czytelnikom zapewniając przy tym przednią zabawę i skurcz uśmiechu na twarzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz