Mam nie lada zaległości w mych czytelniczych poczynaniach. Ooogromne zaległości. Już ładnych parę miesięcy temu skończyłam czytac "Powroty nad rozlewiskiem" oraz "Miłość nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej (część pierwszą, "Dom nad rozlewiskiem", opisałam tu). Niestety czas i obowiązki nie pozwoliły mi na opisanie moich wrażeń po lekturze. A pisanie recenzji (jak i każdej innej dłuższej formy literackiej) powinno się pozostawić na chwilę spokojną i niespieszną, by móc odpowiednio sformułować myśli i dobrac słowa. Właśnie nastała owa chwila, mogę więc przekazać Wam moje spostrzeżenia z lektury "Powrotów nad rozlewiskiem" oraz "Miłości nad rozlewiskiem".
"Powroty nad rozlewiskiem"
Niestety, histora ta snuje się stylem nieco przeciągłym, żeby nie powiedziec nużącym. Napisana jest stylem pamiętnikarsko-wspominkowym. Pełno tu wewnętrznych monologów, przemyśleń, polemik i rozrachunków z przeszłością, z własnymi poczynaniami jak i własną naturą (przyznam się, iż momentami miałam wrażenie, że główna bohaterka jest nieco niedojrzała emocjonalnie). Szczerze mówiąc momentami dysputy te mogą się dłużyc, wręcz nudzić. Z niecierpliwością czekałam na "smaczniejsze" fragmenty opisujące codzienne życie w czasach naszych mam i babć - na opisy kultury, tradycji i sposobu życia, na smaki i zapachy kuchni, na informacje o przygotowaniach do i celebrowaniu świąt, jak pieczenie chleba, mięs, gotowanie zup. Jedyne, co mnie trzymało przy lekturze "Powrotów...", to własnie te fragmenty. Gdyby nie one, odstawiłabym tę książkę na półkę dużo szybciej.
Niemniej jednak przebrnęłam i mogłam przejść do trzeciej części sagi...
"Miłośc nad rozlewiskiem"
Druga część sagi mnie nieco rozczarowała. Trzecia jednak wraca a do czasów współczesnych, do Gosi, Mani i Pauli, a więc do ludzi i okoliczności mi bliższych, bardziej znanych. Postanowiłam przeczytać. "Miłość..." mnie nie oszołomiła, ale przynajmniej czytało się ją przyjemniej niż "Powroty...".
Leci się przez tę powieść szybko. To takie babskie czytadło o życiu, miłości itp., suto okraszona przepisami kulinarnymi i jednym wzorem na niemowlęcy kapturek robiony na drutach, z happy endem. Wciąż mamy tych samych znanych nam już dobrze z pierwszej części bohaterów, ale przybywa też kilka nowych oryginalnych postaci, a do Małgosi nad rozlewisko z powodu życiowych zamętów wprowadza się koleżanka jej córki, Paula. Kalicińska wprowadza dwie narratorki: Gosię, która uważa, że zaczyna swoją nową małą stabilizację oraz Paulę, która nieoczekiwanie zamieszkała nad rozlewiskiem. Obie komentują rzeczywistość z własnej perspektywy. Do tego akcja przerywana jest wspominkami z pamiętnika babci Broni (tylko po co? Wszystko to zostało już opisane w części drugiej!). W życiu praktycznie wszystkich bohaterów następują zdarzenia ważkie i/lub całkowicie zmieniające ich losy (nie będę tu ich opisywać, by nie zepsuć "niespodzianki"). Dzięki temu książkę czyta się szybciej i nieco przyjemniej niż część drugą.
Reasumując... - Ciocie Dobra Rada;)
Trylogia „…nad rozlewiskiem” to w gruncie rzeczy fabularyzowany poradnik z gatunku „Jak żyć i być najszczęśliwszym, najlepszym, najpiękniejszym”. Słuszne i jedynie słuszne zalecenia sypią się w tekście niczym manna z nieba, a o ich efektach przekonać się można natychmiastowo: bohaterowie na każdym kroku udowadniają swoją wyższość i lepszość żyjąc w zgodzie z nimi. I tak zagubiony w mętnych otchłaniach współczesności czytelnik zaraz dowie się, co jeść, gdzie kupować, jak wychować, komu wybaczać, jak meblować, co oglądać, jak zwiedzać, kiedy podróżować, ile pracować, gdzie mieszkać, z kim romansować itp. itd. Przepis na życie w formie obyczajowej historii, pełnej chwytających za serce momentów, cieplutkich (niczym pampuchy prosto z pary) bohaterów, melodramatycznych powikłań sercowych i codziennych trudów obcowania ze światem bezmyślnych mieszczuchów, pustogłowej młodzieży i złośliwej wsi. Bowiem, co ciekawe, pean na cześć prowincjonalnego życia dotyczy tylko prowincjuszy wykształconych, światowych lub przynajmniej ambitnie planujących udział w wyścigu szczurów (który sam w sobie jest fe!).
O ile pierwsza część, choc naiwna, dostarcza lekkiej, łatwej i przyjemnej rozrywki, o tyle pozostałe dwie części to już banalne, nieco przesłodzone czytadła, często irytujące nadmiarem dobrych rad i rozczuleń. Instrukcja dla "mieszczuchów", jak powrócić do korzeni, jak uzyskac spokój ducha, jak życ i jak kochac...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz