Powieść dla kobiet i o kobietach. Wielopokoleniowa. Mądre postaci, piękne krajobrazy, utopijne wręcz siedlisko - do takiej rzeczywistości Kalicińska zaprasza czytelników, a właściwie chyba czytelniczki, swej debiutanckiej powieści "Dom nad rozlewiskiem".
Małgorzata. Kobieta niestara, ale i niemłoda. Z rodziną, ale i samotna. Z Warszafki, ale i ze wsi. Blisko pięćdziesięcioletnia pracownica agencji reklamowej, z dnia na dzień zostaje zwolniona z pracy. Dowiaduje się, że jest stara i niepotrzebna. I że młody narybek dużo lepiej od niej się sprawdzi w kolejnej kampanii. Nakłoniona przez teściową Gosia nawiązuje kontakt ze swoją od lat nie widzianą matką i przenosi się z zagonionej Warszawy do niewielkiej, mazurskiej wioski. To właśnie tu, przy boku mamy Basi, zaczyna układać swoje życie od nowa. Ze smukłej, zapatrzonej w swój wygląd kobiety, przemienia się w jowialną panią domu, która uwielbia spacerować w gumiakach. I zaczyna się uczyć cieszyć każdym kolejnym dniem – zapachem świeżych warzyw, smażonych dżemów i mgły znad rozlewiska… Z początkowo "nowoczesnej" powieści dla nowoczesnych kobiet rozwija się lekko melancholijna, lekko ckliwa historyjka o kobiecie przewartościowującej swój świat i swoje życie o 180 stopni. Znajomy scenariusz? I owszem. Ale czyż my, kobiety, mimo wszystko nie lubimy, wręcz lubujemy się w takich historiach? To taka bajka dla dorosłych. Na początku jest płacz i zgrzytanie zębów, ale potem bohaterka totalnie odmienia swoje życie i wszystko dobrze się kończy. Kalicińska pisze o emocjach, których doświadczają chyba wszystkie kobiety bez wyjątku: strach przed przemijaniem, utratą urody, pragnienie miłości i bezpieczeństwa i zagubienie we współczesnym świecie. W nowym miejscu Małgorzata odnajduje szczęście i spokój ducha. I chyba nie skłamię, jeśli powiem, że czasem każda z nas chciałaby zostawić, wręcz rzucić wszystko, "wsiąść do pociągu byle jakiego" i wyjechać, zaszyć się gdzieś daleko, w jakiejś idyllicznej ostoi z dala od kłopotów i chaosu tego świata. Pewnie dlatego ta powieść jest tak urzekająca, wciągająca i rozczulająca.
I pewnie dlatego można jej wybaczyć naiwność i niedociągnięcia. Krytycy zarzucają powieści Kalicińskiej podjęcie wyeksploatowanego tematu (ucieczka z miasta na sielską wieś), oraz schematyczność akcji i zero prawdopodobieństwa psychologicznego. Trzeba jednak przyznać, iż "Dom nad rozlewiskiem" trąci sentymentalizmem: tęsknotą za naturą, sielską wsią, typowo polskimi tradycjami. Naleweczki, dżemiki własnej roboty, polska Wigilia, a w tle typowo polskie przywary: hipokryzja, pijaństwo, prostactwo, stereotypy. Nie sposób nie zdziwić się, że Małgorzata po 30-tu latach rozłąki jakby nigdy nic wkracza z powrotem w życie matki; że niby opuszcza Warszawę, by uciec od chaosu i sztucznego blichtru, a nad rozlewiskiem sama urządza to samo - buduje nowoczesny pensjonat urządzając go na stereotypową, "marketingową" modłę, by ściągnąć klientów (sielski wiejski domek z podcieniami, balustradkami, kwiatuszkami w doniczkach oraz zewnętrznymi światełkami i świecidełkami na Boże Narodzenie). Ot, chyba takie niedociągnięcia w koncepcji autorki. Czy można je wybaczyć? Można. Gdyż dzięki nim ta powieść ma swój urok. Bo niewątpliwie ma urok, jakkolwiek byłaby krytykowana.
"Dom nad rozlewiskiem" można traktować jako pełną ciepła, optymizmu, idyllicznych obrazów, a nawet życiowej mądrości opowieść o drodze, którą trzeba przebyć, by odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Reasumując, dla mnie to taki nieszkodliwy page-turner. Do poduszki, do śniadania, na wakacje, na plażę. A że jestem sentymentalna, ckliwa i nawet nieco naiwna, to i taka literatura do mnie przemawia. Czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Język, czasem bardzo dosadny, wręcz wulgarny, jest autentyczny, niewymuszony, dzięki czemu czytanie jest jeszcze przyjemniejsze. Książka godna polecenia, choć na pewno nie dla wszystkich.
"Dom nad rozlewiskiem" Małgorzata Kalicińska
Wyd. Zysk i S-ka
Poznań 2008
stron 604
Książkę dobrze się czytało, bardzo szybko i łatwo. Nie jest to lektura, nad którą trzeba być w stu procentach skupionym, pełna jest oczywistości, ale jednak można poświęcić jej chwilę, bo, po prostu, wciąga :)
OdpowiedzUsuńMam identyczne odczucie:)
Usuń