Nie często zaczytuję się w książkowych seriach, ale cykl z Herkulesem Poirot jest moim ulubionym. Kilka pierwszych części już za mną, a jako że mi się podobały, tym chętniej zabrałam się za lekturę „Samotnego Domu”. I może nie był to kryminał na miarę zaskakującego „Zabójstwa Rogera Ackroyda”, to jednak czytało się to z przyjemnością.
Kryminały Christie charakteryzują się swojego rodzaju kameralnością. Zazwyczaj jedno miejsce, ograniczone grono osób (choć w tym wypadku osób wstępnie podejrzanych z każdą chwila przybywało), mniej lub bardziej skomplikowana zbrodnia. Tak było i tym razem. Zdawać by się mogło, że całość jest grubymi nićmi szyta i oczywista, że niektóre wątki są dość pobieżne i ledwie zaakcentowane, a rozwiązanie zagadki będzie dość proste. Jednak koniec końców zagadka nie okazała się taka prosta, jak wydawało mi się na pierwszy rzut oka. Christie znowu wywiodła mnie w pole.
Kiedy 4 próby zabicia młodej kobiety spalają się na panewce, a morderca cały czas jest krok przed detektywem, sprawa jest poważna. Poirot wraz z Hastingsem starają się odpoczywać w uzdrowiskowej miejscowości nad morzem, gdzie poznają właścicielkę Samotnego Domu, Nick Buckley. Okazuje się, iż ktoś czyha na jej życie, choć sama ofiara w to nie wierzy. Poirot czuje się w obowiązku zapewnić jej bezpieczeństwo i odkryć winnego, zwłaszcza, gdy przez pomyłkę zostaje zamordowana jej kuzynka. Narkotyki, pieniądze, testament, bombonierki, listy, szal - to niektóre z elementów (nie)zaplanowanej intrygi. Dużym plusem akcji był fakt, że morderstwo nie wydarzyło się od razu. Tak naprawdę trwał wyścig z czasem. To był element, który bardzo mi się spodobał. Zamiast prowadzenia dochodzenia i poszukiwań, jak to było we wcześniejszych powieściach, trzeba było powstrzymać mordercę.
Pierwsza reakcja po poznaniu mordercy prawie identyczna jak w przypadku "Zabójstwa Rogera Ackroyda". Widzę nawet pewne podobieństwo w rozwiązaniu zagadki, ale nie zdradzę, na czym ono polega. Czułam, że właściwy trop znajduje się na liście podejrzanych A-J, ale go nie zauważyłam, odkrycie mordercy przeszło mi koło nosa. Do końca nie poznałam się na tej osobie. Ach! Poirot w końcu się zorientował, ale jemu również nie było łatwo.
Kryminały Christie nie tracą na aktualności. Zmienić epokę, miejsce akcji i jego fabuła śmiało mogłaby się toczyć współcześnie. Czasy czasami, ale powody targające ludźmi i pchające ich do zbrodni pozostają niezmienne.
Poirot w parze z Hastingsem są cudowni – zawsze potrafią mnie rozbawić. A uwagi Poirot'a są bezbłędne:
"Wiesz, Hastings, twoja obecność działa na mnie w przedziwny sposób. Ty zawsze kierujesz swoje podejrzenia na tak oczywiście fałszywy trop, że wprost kusi mnie, żeby iść w przeciwnym kierunku."
Książki Agathy Christie to interesujący sposób na pobudzanie szarych komórek. Warto się więc skupić i niech mózg... pracuje.
"- Poirot - odezwałem się - wiesz, co sobie myślę?
- Nie wiem, mój drogi, ale popieram, jak wiesz, gimnastykę umysłową. Nie przerywaj sobie. To ci dobrze zrobi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz