Na północy Francji, gdzie mieszkam, wiosna w pełni. Kilkanaście stopni ciepła, słońce, kwitnące drzewa i forsycje. Wraz z Moim K. postanowiliśmy skończyć z zimowym gnuśnieniem w domu i ruszyć w świat. Świat dość bliski, oddalony zaledwie o 100 km od naszego domu, a mianowicie do Brukseli.
Po przyjeździe do stolicy Belgii auto zostawiliśmy na jednym z parkingów P+R (Park & Ride), przesiedliśmy się w metro, którym dojechaliśmy do Ronda Schumana. Tu znajdują się jedne z najważniejszych budynków UE: Le Berlaymont - budynek Komisji Europejskiej patrząc pd góry ma on kształt krzyża.
Budynek Komisji Europejskiej |
Po drugiej stronie ronda stoi kompleks Rady Europejskiej. Najbardziej charakterystyczny jest budynek "Europa", którego fasada jest mozaiką odnowionych ram okiennych z budynków poddanych renowacji lub rozbiórce we wszystkich państwach UE. Ramy te mają podwójną symbolikę: 1. reklamują zrównoważony rozwój i recykling materiałów oraz 2. dają świadectwo europejskiemu rzemiosłu i europejskiej różnorodności kulturowej. Fasada obrazuje również motto UE: „zjednoczeni w różnorodności”. Każde okno jest inne, ale wszystkie są wykonane z drewna dębu lub podobnych gatunków drzew.
Budynek Rady Europejskiej |
W pobliżu znajduje się trzeci z najważniejszych budynków UE - Parlamentarium, Parlament Europejski, również charakterystyczny, bo owalny, szklany, wysoki. Gmach jest ogólnie dostępny dla turystów. Każdy może wejść i nieodpłatnie zobaczyć Parlament Europejski od środka. My z tego zrezygnowaliśmy.
Najbardziej zależało nam na dinozaurach. Tak, na dinozaurach, gdyż w Brukseli znajduje się dość okazałe muzeum historii naturalnej - Institut Royal des Sciences Naturelles de Belgique (link do strony muzeum), czyli Królewski Instytut Nauk Przyrodniczych Belgii. Najbardziej popularnym działem tego muzeum jest dział paleontologiczny. A dinozaury to ja lubię, i to bardzo ;)
Po kilku godzinach w muzeum historii naturalnej udaliśmy się na spacer po mieście. Najpierw jednak zatrzymaliśmy się na szybki w posiłek w parku naprzeciwko Pałacu Królewskiego. Po krótkim odpoczynku przeszliśmy przez Plac Królewski (nic nadzwyczajnego, spory brukowany plac na tyłach zamku zamieniony w skrzyżowanie) kierując się w stronę smerfnego sklepu:) Peyo, twórca Smerfów, był Belgiem. Przed sklepem stoi nawet pomnik Smerfa:)
Po kilku minutach doszliśmy do Pasażu Św. Huberta (Galeries St-Hubert). To pasaż handlowy pokryty szklanym dachem zbudowany w 1847 roku.
Ostatnim punktem naszej trasy był Grand Place (Wielki Plac), czyli ichni rynek. Piękny, bogaty, ociekający złotem.
Skręcamy w jedną z bocznych uliczek, najbardziej czekoladową, jaką kiedykolwiek szłam - co drugi lokal na parterze kamienic to albo gofrownia albo cukiernia opływająca belgijską czekoladą. Po 3 min. dochodzi się do najbardziej znanej rzeźby Brukseli - Manneken Pis, czyli siusiającego chłopca:) Jest tak niewielkich rozmiarów - 61 cm wysokości, że gdyby nie tłumy wokół, można by go nie zauważyć. Figurka pierwotnie wykonana w 1388 r. z kamienia w XV wieku została skradziona i w 1619 roku zastąpiono go odlewem z brązu. Figura często ubierana jest w stroje ofiarowane przez stowarzyszenia kulturalne, rzemieślnicze, regiony oraz oficjalne delegacje państwowe. Wszystkie przechowywane są później w Muzeum Miasta Brukseli.
Będąc w Brukseli nie mogliśmy sobie odmówić belgijskich kulinarnych przyjemności - frytek (mających rangę niemalże narodowego dania Belgii) oraz gofrów. Frytki różnią się od znanych nam frytek kilkoma szczegółami - są dużo grubsze i smażone dwukrotnie (w niższej i wyższej temperaturze) nie w oleju ale w smalcu (przynajmniej powinien to być smalec). Gofry również się różnią, gdyż nie są wypiekane z ciasta naleśnikowego, lecz z drożdżowego w otoczce z cukru, przez co smakują nieco jak pączki. Do tego góra bitej śmietany lub masa przesłodkiej i przepysznej belgijskiej czekolady i... można się przesłodzić. Nawet Mój K., mający osobny żołądek na słodkości, się zasłodził ;)
Brukselę polecają
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz