Terry Pratchett (właściwie Sir Terry Pratchett), autor niezwykle popularnych książek z gatunku szeroko pojmowanej fantastyki, kojarzony jest przede wszystkim z obszernego cyklu „Świat Dysku”. Łączna liczba jego tomów, nie licząc oczywiście dodatków, przekroczyła 40, ale wszystko zaczęło się w roku 1983 od tej właśnie opowieści - od „Koloru magii”, który zapoczątkował serię powieści o Rincewindzie, ale przede wszystkim wprowadził nas do jednej z najlepszych współczesnych sag fantasy, jak uważają znawcy tego gatunku. Nie jestem fanką fantastyki, ale za namową Mojego K. sięgnęłam po - skądinąd - znanego mi ze słyszenia Pratchetta. Skoro jest tak znany, skoro należy do grona najpoczytniejszych pisarzy XX wieku, musiałam się z nim zapoznać.
W odległym, już trochę zużytym układzie współrzędnych,
na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona
mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…
Spojrzałam. Moim oczom ukazał się niesamowity
świat. Świat stworzony przez sir Terry’ego, tak podobny do naszego i
jednocześnie tak różny. Bazą Świata Dysku, na którym dzieje się akcja nie
tylko Koloru Magii, ale i wszystkich innych jego książek z serii, jest
starodawne wierzenie, że Ziemia jest płaska. Autor zaproponował
czytelnikom wizję płaskiego świata, którego ciężar przytłacza wielkiego
gwiezdnego żółwia. Wielki A’Tuin, płynąc w przestrzeni kosmicznej, dźwiga na
swojej skorupie cztery słonie, które mają za zadaniu podtrzymywać Świat Dysku.
Brzmi fascynująco?
Na grzbietach tych zwierząt spoczywa wielki Dysk, na
którym osadzony jest cały świat. Największym jego miastem jest Ankh-Morpork.
Podzielone jest ono na dwie części: biedną Morpork i bogatą Ankh, oddzielone
rzeką Ankh - jedyną rzeką na Dysku, którą można kroić nożem. Właśnie tu, w
ogarniętym pożarem mieście, rozpoczyna się przygoda z całym cyklem Świat Dysku
autorstwa Terry'ego Pratchetta. W pierwszym tomie serii poznajemy
obyczaje, zasady panujące na dysku oraz wierzenia i kulturę, a także geografię
Dysku.
Łatwo było mówić o czystej logice i o tym, jak cały Wszechświat podlega zasadom tej logiki oraz harmonii liczb. Fakty jednak były takie, że dysk – co każdy widział – płynął w przestrzeni na grzbiecie wielkiego żółwia, a bogowie mieli w zwyczaju odwiedzać domy ateistów i wybijać im szyby.
Tytułowy „Kolor Magii” jest to ósmy kolor tęczy – oktaryna.
Kolor ten występuje jedynie w światach przesączonych magią, takich właśnie jak
Dysk. Dodatkowo oktarynę mogą zobaczyć tylko koty i magowie. Magowie
tacy jak Rincewind. Choć właściwie jego talenty na tym polu nie
są szczególnie rozwinięte, dlatego nie wiem, czy można go nazwać prawdziwym
magiem. Jest on czarodziejem niekompletnym. Technicznie jest czarodziejem,
tyle, że zna tylko jedno zaklęcie i jak na razie, nie wie jakie. Wpadło mu
do głowy, kiedy jako student przeglądał zakazaną księgę, za co został wydalony
z Niewidocznego Uniwersytetu. Jest to jedno z Ośmiu Wielkich Zaklęć,
niestety póki Rincewind go nie wypowie, nikt nie ma pojęcia, co ono powoduje. A jeśli w
końcu je z siebie wyrzuci, może się okazać, że wywołał jakiś kataklizm, albo
coś jeszcze gorszego. Zatem podsumowując, Rincewind jest magiem z
jednym zaklęciem, którego nie może wypowiedzieć. Jednego jednak nie można mu
odmówić – instynktu przetrwania. Zawsze to coś. I bynajmniej nie szkodzi w
codziennym życiu. No chyba, że jest się przy tym cynikiem, a Rincewindowi
cynizmu nikt nie odmówi.
Dwukwiat wytężał umysł, by sobie przypomnieć, jakiego rodzaju nocleg trafia się zwykle w lesie. Może znajdzie się chatka z piernika albo co?
Czym się zajmuje owy mag od siedmiu boleści? Aktualnie
zostaje przewodnikiem Dwukwiata, pierwszego turysty, jaki przybył do Świata
Dysku. Dwukwiat ma mnóstwo pieniędzy, śmiertelnie niebezpieczny
bagaż, ale przed wszystkim ochotę na przygody. Niestety nie zna
zwyczajów tego świata, przez co co chwilę popada w tarapaty. Przypadkiem z
pomocą przychodzi mu mag Rincewind. Staje się on przewodnikiem unikatowej
istoty, jaką jest irytujący, żądny przygód i kompletnie nieświadomy
niebezpieczeństwa Dwukwiat. Dwukwiat podróżuje w towarzystwie swojego bagażu. W
"towarzystwie", ponieważ skrzynia potrafiąca samodzielnie chodzić za
swoim właścicielem wykonana została z drewna gruszy myślącej, a więc koniec końców
ma więcej rozumu niż nasi bohaterowie. Jak się można łatwo domyślić,
bohaterowie wpadają w kolejne coraz większe niebezpieczeństwa, ale gdy turysta
znakomicie się bawi, nieudolny mag stara się przede wszystkim przeżyć. I,
oczywiście, zarobić. We trójkę rozpoczynają podróż, która okazuje
się doskonałym wprowadzeniem do uniwersum, stworzonego prze Terry
Pratchetta.
Terry
Pratchett w „Kolorze magii” znalazł niezwykle prosty acz genialny sposób na
wprowadzenie czytelnika w fantastyczny świat. Stworzył bowiem postać turysty,
którego trzeba zapoznać z otoczeniem, a co za tym idzie, zidentyfikowany z nim
odbiorca chłonie fakty bez uczucia sztuczności. Tłumaczenie całej
mechaniki świata przedstawionego i wszystkich jego aspektów staje się naturalnym
aspektem opowieści. A kiedy przewodnikiem jest ktoś taki jak Rincewind, ileż
płynie z tego zabawy!
To właśnie jest głupie w tej całej magii. Przez dwadzieścia lat studiujesz czar, który sprowadza ci do sypialni nagie dziewice. Ale wtedy jesteś już tak zatruty oparami rtęci i półślepy od czytania starych ksiąg, że nie pamiętasz, co dalej robić.
Sam Świat Dysku jest unikatowy, nigdzie nie spotkałam się z niczym
podobnym, tak innym, a jednocześnie tak ciekawym. Świat wykreowany przez
autora jest bardzo barwny i rozbudowany, mnóstwo w nim różnych istot
spotykanych w wielu książkach fantasy (m.in.: trolle, magowie, demony,
chochliki, driady, gnomy, smoki, elfy), całkiem nowych (np. krańcołowce), bogów
(Offler - bóg krokodyl, Pani - bogini szczęścia, Los - jej rywal) czy zwykłych
ludzi (kupcy, złodzieje, skrytobójcy). Pratchett prześmiewczo przedstawia też
tutaj znane nam z życia codziennego jak turystykę czy ekonomię.
Potrafił nawet - w przeciwieństwie do większości znanych Rincewindowi bohaterów - używać słów dłuższych niż dwusylabowe... jeśli dało mu się dość czasu i podpowiedziało raz czy dwa.
Licząca nieco ponad dwieście stron książka aż pęka od akcji,
emocji i humoru. Ujmując najogólniej, dla czytelnika wiąże się to ze śmiechem,
dla bezgranicznie naiwnego Dwukwiata - z wielką przygodą, a dla niegrzeszącego
odwagą Rancewinda - ze śmiertelnym przerażeniem. W wyniku gierki, jaką podjęli
bogowie, w każdej krainie, do jakiej trafiają nasi bohaterowie, ktoś czyha na
ich życie. Wszędzie, gdzie się pojawią, szybko kończą jako więźniowie czekający
na wyrok. Dyskusje mające wymanewrować wroga i same ucieczki przedstawiają się
w sposób arcykomiczny. Panika ze strony jednego z bohaterów i zachwyt ze strony
drugiego gryzą się ze sobą jak w przedniej komedii pomyłek. Dwukwiat przez
większość czasu jest święcie przekonany, że wszystkie ataki są atrakcją, jaką
zaplanował dla niego Rincewind, a kiedy już do niego dociera prawda, ani trochę
się nie stresuje, spokojnie oglądając rozwój wydarzeń.
I ten Śmierć... Tak,
"ten" Śmierć, gdyż postać Śmierci u Pratchetta jest postacią płci
męskiej. Czyha na Rincewinda, który jednak nie ma zamiaru się mu
(p)oddać, prowadzą tak komiczne rozmowy, jakich mało szukać w innych
powieściach.
To musiał być Śmierć. Nikt inny nie włóczył się z pustymi oczodołami. Oczywiście, kosa na ramieniu też o czymś świadczyła.
"Kolor magii" to jedna wielka przygoda. I tak jest od samego
początku do końca. Polecam każdemu, kto ma ochotę na czyste szaleństwo, pobyt w
zwariowanym świecie, w którym żyją zwyczajni ludzie a obok nich magowie ,
driady, trolle, smoki i dziwne przedmioty. Wypadki toczą się jak szalone a
wokół roztaczają się opary magii i absurdu. To powieść dla wszystkich,
którzy poszukują lekkiej, przyjemnej i zabawnej lektury. We mnie ziarenko Pratchetto-manii pomału kiełkuje;)
Rincewind próbował wypchnąć z umysłu to wspomnienie, ale ono najwyraźniej świetnie się tam czuło, terroryzowało mieszkańców i kopało meble.
Polecają
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz