poniedziałek, 26 września 2016

Amsterdam - miasto inne niż wszystkie

             Jak to dobrze, że wyprowadziłam się do północnej Francji, inaczej pewnie jeszcze długo nie zawitałabym w Amsterdamie. Wraz z Moim K. wybraliśmy się tam na 1 dzień (3 godziny jazdy samochodem), ale 1 dzień to za mało na to cudowne miasto! Nie zobaczyliśmy wszystkiego, ale to, co widzieliśmy, oczarowało nas. Stwierdziliśmy, że następnym miastem, do jakiego się przeprowadzimy, będzie Amsterdam;) 


Wczesnym rankiem zawitaliśmy do Muzeum van Gogha. Uwielbiam wiele jego dzieł, ale jeśli miałabym wybrać jedno (które wyniosłabym z tego muzeum), to byłyby to "Irysy" (jak mogłam nie zrobić sobie z nimi zdjęcia?! No tak, w muzeum jest zakaz fotografowania). Obraz znany, choć wyeksponowany mniej znacznie niż inne jego znane dzieła. Ale gdyby chcieć wyeksponować poprawnie i godnie każdy jego znamienity obraz, to miejsca na ścianach w tym i tak wielkim budynku by nie starczyło ;). Gmach jest naprawdę okazały. Ekspozycja stała zajmuje 3 piętra, na każdym po kilka sal, plus dodatkowa wielka sala na wystawy czasowe. Teraz była to "On the Verge of Insanity. Van Gogh and his Illness", z której dowiedziałam się wiele nowych szczegółów na temat jego choroby aż po samobójczą śmierć. 



"Irysy" Vincent van Gogh

Po wizycie w Muzeum van Gogha i lunchu w na trawie w Vondelpark (najpopularniejszy park Amsterdamu) udaliśmy się w stronę centrum. Zwiedzanie historycznej części miasta zaczęliśmy od BegijnhofPrzez niewielką bramę zamykaną historycznymi drzwiami, oznaczoną tylko kamieniem na murze w jednej z kamienic na placyku Spui, wchodzi się na piękne, spokojne podwórze otoczone niewielkimi XVII-wiecznymi domkami, kiedyś siedziba zakonu Beginek i prowadzonego przez nie schroniska dla wdów i samotnych kobiet. Taką to rolę pełni do dziś, bo nadal jest to miejsce zamieszkałe przez samotne kobiety, stąd - co zrozumiałe - część podwórza jest niedostępna dla zwiedzających, można tylko popatrzeć, ale nie wejść. Co ciekawe wszyscy tu wchodzący automatyczne zniżają głos i uciszają się nawzajem z szacunku dla tego miejsca i osób tu mieszkających.


Do kolejnego punktu naszego zwiedzania - głównego placu miasta - doszliśmy wąskimi uliczkami z zabytkowymi, przeważnie XVII-wiecznymi, kamienicami. Tu po raz pierwszy zobaczyłam osobliwość tego miasta - krzywe kamienice. Ze względu na podmokły grunt  domy w Amsterdamie od wieków są budowane na palach – dawniej drewnianych, dziś betonowych. Niektóre z podpór, gorzej znoszące upływ czasu, osuwają się, powodując przechylanie się kamienic. Krzywe pierzeje wsparte na sąsiednich domach, ze specjalnie dopasowanymi, też nierównymi drzwiami, to charakterystyczny amsterdamski obrazek. Podobno domy są bardzo wąskie, gdyż dawniej podatek pobierany był od szerokości parceli. 7 m na 60 m to najczęstszy wymiar amsterdamskiej kamienicy. W konsekwencji klatki schodowe są tak wąskich rozmiarów, że meble trzeba wciągać przez okna przy pomocy sznura mocowanego do specjalnego uchwytu na szczycie budynku.


Patrząc na pionowe krawędzie domów widać charakterystyczne odchylenia od pionu
Tak wygląda wciąganie mebli do mieszkania. Rewelacyjny sposób!
Takimi uliczkami dotarliśmy do placu Dam - głównego placu Amsterdamu. Z jednej jego strony stoi Pałac Królewski, z drugiej często uczęszczany gabinet figur woskowych Madame Tussaud (kolejka do niego ciągnęła się na kilkanaście metrów!), w głębi luksusowy historyczny Hotel Krasnapolski, założony w drugiej połowie XIX w. przez Polaka (pierwszy amsterdamski hotel z prądem i telefonem w każdym pokoju), dalej wielki dom towarowy Bijenkorf (po holendersku ‘ul ‘). Pośrodku placu stoi pomnik Pamięci Ofiar II Wojny Światowej, na którego schodach siedzą młodzi ludzie z całego świata. Plac, choć przestronny, mnie nie zachwycił.

Plac Dam
Skoro przysiadają tu dla relaksu (jak i wypalenia tego i owego, co czuć było na każdym kroku) ludzie z całego świata, przysiedliśmy i my, ale jako że plac nie zachwyca, to szybko ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do kościoła Oude Kerk., najstarszego w mieście, którego budowa rozpoczęła na na początku XIV w. Stary Kościół z oktogonalną wieżą, to jedna z najpiękniejszych budowli w mieście. Chciałam zwiedzić ten obecnie protestancki kościół, ale stwierdziłam, że nie będę płacić 7 EUR za wstęp - dla zasady! Miejsca kultu, choćby zabytkowe, powinny być dostępne bezpłatnie dla wszystkich.

Co ciekawe Oude Kerk stoi w samym sercu tzw. Dzielnicy Czerwonych Latarni. To najstarsza dzielnica Amsterdamu w samym jego sercu. Nie jest ona jednak znana ze swych historycznych budynków czy pięknego kościoła Oude Kerk. Dzielnica Czerwonych Latarnii ma światową wręcz reputację jako okolica klubów nocnych i prostytucji. Przed kościołem Oude Kerk stoi niewielki pomnik prostytutki z brązu, tuż przy świątyni (3 m od niej) prostytutki w oknach namawiają klientów, by skorzystali z ich usług, a stojąc twarzą do głównego wejścia kościoła po lewej można odnaleźć przedszkole. Mieszkańcy Amsterdamu lubią kontrast, a tu ich nie brakuje. Każda kamienica w tej dzielnicy zamieniona została w dom publiczny, sexshop lub nightclub.
Prostytucja w Holandii jest legalna. Według przepisów prawnych prostytutki nie mogą zatrzymywać klientów na ulicy, natomiast wolno im pojawiać się w witrynach okien domów Dzielnicy Czerwonych Latarni i zza szyby zachęcać do skorzystania z ich usług.


Gdy już obeszliśmy centrum miasta, ruszyliśmy w kierunku Domu Rembrandta, by finalnie dojść do portu i Muzeum Morskiego. Poświęcone jest ono historii marynistyki Holandii.  Zbiory muzeum obejmują m.in. obrazy, mapy i globusy, broń, modele i można tutaj poznać historię wielorybnictwa czy portu w Amsterdamie. Przed muzeum znajduje się replika statku Amsterdam z XVIII w., jakim w tamtych czasach pływano do Indii, Chin i Indii Wschodnich (dziś Indonezji). Ciekawostką jest, iż statek ten (oryginalny) nie zapłyną zbyt daleko od momentu wodowania. Wypływał dwukrotnie, ale za każdym razem złe warunki zmuszały go do powrotu, a za trzecim podejściem osiadł na mieliźnie w Kanale la Manche i zatonął. W 1969 r. wiosenny odpływ odsłonił wrak, który dzięki mułowi morskiemu jest najlepiej zachowanym wrakiem Kompanii Wschodnioindyjskiej, jaki odnaleziono. Replikę wykonało 400 wolontariuszy przy użyciu narzędzi z epoki.


Ostatnim punktem długiego amsterdamskiego spaceru był wiatrak De Gooyer, a jakże, skoro jesteśmy w Holandii, to musi być wiatrak :) Ten to jeden z siedmiu zachowanych w Amsterdamie. Został zbudowany w 1725 r. i służył do mielenia mąki. Byłam połowicznie zadowolona z jego widoku, gdyż okazało się, iż ma on zdemontowane łopaty. Musi być to tymczasowa sytuacja, gdyż z tego, co czytałam, w każdą pierwszą sobotę miesiąca wiatrak jest uruchamiany i łopaty się obracają. Wewnątrz znajduje się muzeum, a obok browar.


O czym nie można nie wspomnieć w kontekście Amsterdamu? Nie da się nie zahaczyć o temat coffee shopów i palenia marihuany. Miejsc, gdzie można ją kupić, jest naprawdę wiele, a specyficzny zapach palonego ziółka roznosi się wszędzie i o każdej porze dnia. Ale absolutnie nie widać ludzi na haju. Być może nocą, ale tego nie wiem. Mój K. stwierdził: "I co, można zalegalizować i prostytucję i marihuanę, i czerpać z tego podatki, i czuć się bezpiecznie w mieście? Można, cała Europa powinna przyjechać do Amsterdamu i zobaczyć, jak dobrze to miasto prosperuje!". Popieram.


Inną cechą charakterystyczną Amsterdamu są oczywiście rowery. Miałam wrażenie, że rowerzystów było więcej niż aut. Są wszędzie i w ilości ogromnej. I nikt nie jeździ w kasku! Widziałam ojca wiozącego na bagażniku bez fotelika starszego synka, a na ramie przed sobą młodsze dziecko, i żaden z nich nie miał kasku. Sama jeżdżę bez niego, ale w mieście, gdzie jeździ tylu rowerzystów po wąskich ścieżkach i uliczkach łatwo o kraksę, której zresztą byłam świadkiem. A ilość rowerów oszałamia. Są wszędzie i przypinane do wszystkiego :)


Jeden z mnóstwa parkingów rowerowych i to tych mniejszych.
Warto też wspomnieć o domach na barkach. Niektóre były naprawdę pięknie urządzone, z trapami niczym tarasy, z "parkingiem" dla rowerów, a niekiedy i furtką od strony ulicy.


Z wizyty w Amsterdamie przywieźliśmy jedną, główną konkluzję - iż stolica Holandii (jak i cały kraj) to NIEZWYKLE PRZEMYŚLANIE zaplanowane miasto. Społeczność żyjąca tu od wieków musi mieć porządnie poukładane w głowie, że to miasto wygląda jak z obrazka, jak spod igły. Wszystko jest niezwykle zadbane, poukładane, schludne i piękne. A żyjący tu obecnie ludzie, w ogromnej mierze młodzi, szanują tę przestrzeń. Nie widzieliśmy pomazanych sprejami fasad, pełnych śmietników, śmieci na ulicy, młodzież "nie kopnie śmietnika, bo może" jak to skonkludował Mój K. Wielki szacun! M.in. dlatego to miasto jest inne niż wszystkie:)

Amsterdam bardzo polecają

1 komentarz:

  1. No tak,pięknie,ale turyści je niszczą,w wodzie pływa wszystko .

    OdpowiedzUsuń