Jedliście kiedyś ostrygi? Ja aż do tej pory nie. Zawsze wydawało mi się, że jest to wykwintne danie podawane na górze lodu na eleganckich przyjęciach bogaczy gdzieś w Stanach. Ot, takie skojarzenie, może z lat dziecinnych ("Dynastii" się naoglądałam;) ). W końcu teraz i u nas można dostać świeże ostrygi, choć nieczęsto. Mi się jednak ostatnio udało. Idę sobie obok lady z rybami jednego z marketów, a tam właśnie na kopie z lodu piętrzyły się okazałe ostrygi. Niewiele myśląc zakupiłam 4 sztuki, po dwie dla mnie i Mojego K. Urządziliśmy sobie romantyczna kolację. Wszak ostrygi to afrodyzjak;) A czy nam smakowało? Powiem tak... nie padliśmy z wrażenia po spróbowaniu pierwszej. Ani drugiej. Dobre, ale bez rewelacji. Pewnie zostanę odsądzona od czci i wiary, ale wg mnie smakowały jak... śledź;) Cieszę się, że w końcu skosztowałam ostryg, zawsze chciałam, ale ich fanką nie zostanę;)
Parę słów o samym przygotowywaniu ostryg. Ostrygi je się na świeżo. Tak bardzo świeżo, że świeżo po ich zabiciu. Kupuje się je uśpione (chłód je usypia, dlatego są trzymane na lodzie) i takie otwiera ostrym nożem rozwierając muszle i przecinając mięsień przytrzymujący je do muszli. Czasem wymaga to użycia niezłej siły. W internecie można znaleźć mnóstwo filmów, jak najlepiej je otwierać.
Nasze ostrygi podałam z trzema dodatkami do wyboru, o jakich wyczytałam w necie. Można je zjeść tradycyjnie z samą cytryną, z octem balsamicznym i z salsą z szalotki. Najbardziej smakowało nam z salsą.
Składniki:
- 4 ostrygi
- pół szalotki
- oliwa z oliwek
- nieco miodu i musztardy
Szalotkę bardzo drobno siekamy i mieszamy z pozostałymi składnikami w ilości wedle własnych upodobań smakowych.
Łyżeczkę salsy nakładamy na połówkę ostrygi (na naszego mięczaka) , podnosimy do ust i wszystko w całości staramy "wypijamy" z muszli starając się nie gryźć, tylko połknąć ostrygę w całości. Gryzienie nie bywa przyjemne;) Można zagryźć chlebem.
Smacznego życzą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz