środa, 29 lipca 2015

Tatry najpiękniejsze są latem!

               Lato w pełni, więc łapię oddech jadąc w Tatry połazić po górach. Nigdzie tak nie wypoczywam, jak w górach z plecakiem na grzbiecie i butach trekkingowych na nogach... Niesamowite, jak padniętym a zarazem wypoczętym można się czuć po 6-7 godzinach skakania po skałach;) Choć mój wypad nie był długi, zaledwie 4-dniowy, to w zupełności wystarczył, by naładować akumulatorki na najbliższy czas.

Hala Gąsienicowa


Dzień 1: Dolina Gąsienicowa
Kuźnice->Hala Gąsienicowa->Czarny Staw Gąsienicowy->Czerwone Stawki->Hala Gąsienicowa->Kuźnice

Przyjemna trasa, momentami spacerowa, o ile ominie się Czerwone Stawki, na które prowadzi prawie pionowa ściana z wyłożonymi kamiennymi schodami o pokaźnej wysokości. Zadyszka co kilkanaście stopni. Ale dla widoku Czerwonych Stawków i przede wszystkim szczytu Kościelca warto. Gdyby nie nadchodząca burza wdrapałybyśmy się z Przyjaciółką na Kościelec. Niby blisko, w zasięgu ręki, ale ze względu na dość znaczny czas potrzebny na przejście trasy na jego szczyt, zrezygnowałyśmy w obliczu kłębiącej się burzy. Zeszłyśmy do Stawków, gdzie krajobraz przypominał jakąś wulkaniczną (za sprawą jaskrawożółtych porostów przypominających osady siarkowe) krainę zasnutą mgłą zapomnienia rodem z książek Tolkiena. Ciemne niebo tworzyło dodatkowy klimat;) Nad dolinką górował Kasprowy Wierch. Było ciekawie. Nawet mimo deszczu (jedynego na szczęście w czasie całego naszego pobytu), który nas później złapał. Idąc w góry naprawdę trzeba pamiętać o porządnej nieprzemakalnej kurtce i butach. W jednej chwili grzało słońce, a w następnej lało jak z cebra.

Czarny Staw Gąsienicowy
Kościelec
Czerwone Stawy Gąsienicowe

Dzień 2: Dolina Pięciu Stawów Polskich
Palenica Białczańska->Dolina Roztoki->Dolina Pięciu Stawów Polskich->Morskie Oko->Palenica Białczańska

Jedna z najpiękniejszych tras, jaką kiedykolwiek szłam. Nie dziwię się, czemu Rogaś zamieszkał w Dolinie Roztoki. Tam jest tak bajecznie, że aż nie chce się wychodzić. Niestety zdjęcia tego nie oddają. Pozostają wspomnienia. Wysokie ściany doliny porośnięte jednorodną roślinnością zamyka największy polski wodospad - Siklawa. A tuż za nim, a właściwie nad nim, Wielki Staw i reszta pięciu stawów o pięknej, turkusowej wodzie. W tak piękny i słoneczny dzień, jaki nam się trafił, widoki zapierały dech. Od Pięciu Stawów do Morskiego Oka prowadzi dość stromy, nieco męczący i jednostajnie skalisty szlak po kamiennych blokach. Nasze nóżki to odczuły;) Na szczęście dałam im wypocząć w Morskim Oku (jak i połowa turystów zalegająca na jego brzegu;) ). Przyjemnie było zrzucić "kopytka", jak nazywam moje trekkingi, i zanurzyć stopy w chłodnej wodzie. Odpoczęte lepiej niosły szlakiem powrotnym do Kuźnic.

Wejście do Doliny Roztoki
Dolina Roztoki
Strumień wypływający z Wielkiego Stawu i spadający jako Siklawa do Doliny Roztoki
Schronisko nad Stawem Prawdziwym w Dolinie Pięciu Stawów


Widok na Dolinę Pięciu Stawów i Dolinę Roztoki (po prawej)

Dzień 3: Trzy szczyty: Kasprowy-Kopa Kondracka-Giewont
Kuźnice->Kasprowy Wierch->Przełęcz pod Kopą Kondracką->Kopa Kondracka->Giewont->Kuźnice

Dzień przywitał nas ołowianym niebem zapowiadającym deszcz. Z obawy przed burzą zrezygnowałyśmy z wspinaczki na Kasprowy wybierając wjazd kosmicznie drogą kolejką - 48 PLN za 10 min. jazdy na szczyt (67 PLN w obie strony)! Ale cóż, widmo burzy nie nastrajało pozytywnie. Jak się później okazało, nie spadła ani jedna kropla deszczu, ale i tak było warto wjechać. W ten sposób nie tylko zaoszczędziłyśmy dużo czasu i - jakże cennej - energii, ale przede wszystkim schodziłyśmy szlakiem, który przy schodzeniu dawał się we znaki kolanom, a co dopiero, gdybyśmy nim wchodziły, jak pierwotnie zamierzałyśmy. Los nad nami czuwał;) 
Kasprowy zasnuty był chmurami. Tak szybko szły, że po zrobieniu dwóch zdjęć tego samego miejsca w odstępie pół minuty czasu na jednym jest tylko nieco chmur, na drugim całe tło jest nimi zasnute;) Ale widoki i tak były zacne. Z Kasprowego przeszłyśmy graniami na Kopę Kondracką. Piękny szlak - z jednej i z drugiej strony zielona przepaść:) Po dojściu na Kopę Kondracką pogoda na tyle się wypogodziła, że postanowiłyśmy wdrapać się na śpiącego rycerza, czyli na Giewont, który górował nieopodal, dosłownie na rzut kamieniem. Zawsze oglądałam go tylko z oddali z Zakopanego, a tu wyrósł przede mną w całej swej gigantycznej okazałości. Żal byłoby nie spróbować go zdobyć;) Próba ta, uwieńczona sukcesem w pełnym blasku słonecznym, dostarczyła mi nie lada wrażeń. Wdrapywanie się po wyślizganych jak lód załomach w prawie pionowej ścianie trzymając się tylko łańcuchów wyzwoliło we mnie porządną dawkę adrenaliny;) Szczerze mówiąc byłam z siebie dumna stojąc na mikroskopijnym szczycie (jedna wycieczka szkolna wystarczyłaby, by zająć całe miejsce na wierzchołku góry;) ). Pierwszy raz spotkałam się z kolejką do zejścia! A to dlatego, że i ono nie było dużo łatwiejsze, a do tego wąskie, też po łańcuchach, więc szło się gęsiego. Warto jednak było. U podnóża, na Przełęczy Kondrackiej, zadowolone z siebie napawałyśmy się przepięknym widokiem Giewontu w pełnym słońcu. 

Szlak na Kopę Kondracką

Widok z Kopy Kondrackiej
Pod Giewontem

Widok na Kopę Kondracką z Giewontu


Dzień 4: Gubałówka
Ostatni dzień to tylko Gubałówka i powrót do domu. Weszłyśmy na nią jakimś dziwnym szlakiem, który nijak nie przypominał szlaku, ale doszłyśmy;) Posiedziałyśmy na trawce, odsapnęłyśmy po trzech dniach intensywnego chodzenia po górach i przed podróżą. Przyjemnie posiedzieć i pooglądać panoramę Tatr.



Tatry polecają


1 komentarz: