Mój Połówek obchodził ostatnio urodziny. Z tej okazji zabrałam go na kolację do restauracji "U Myśliwych". To było wspaniałe wyjście, przede wszystkim ze względu na klimat, towarzystwo, ale i na kuchnię. Nie wiem, komu sprawiłam większą przyjemność - jemu czy sobie;)
Wybaczcie jakość zdjęć. Wykonane zostały aparatem w telefonie przy słabym oświetleniu.
Wybaczcie jakość zdjęć. Wykonane zostały aparatem w telefonie przy słabym oświetleniu.
Restauracja, jak sama nazwa wskazuje, serwuje dania z dziczyzny. W tym samym budynku znajduje się również sklep z mięsem upolowanych zwierząt. Na pewno tam zajrzę, ceny pozwalają zaszaleć od czasu do czasu, a takie mięso będzie na pewno miłym urozmaiceniem odświętnego obiadu czy kolacji. Sama restauracja jest gustownie i elegancko urządzona. Stół wytwornie zastawiony, obsługa miła, nienachalna i kompetentna.
W menu restauracji znajdziemy np. dzika czy sarnę na różne sposoby, kuropatwę, kaczkę, a z ryb pstrąga czy łososia. Przyznam, że nie mogłam się doczekać kolacji. Jednym z powodów było to, iż dziczyznę jadłam raz może dwa w życiu. Nasza kolacja składała się z trzech dań: zupy, dania głównego i deseru. Zamawialiśmy różne potrawy, by skosztować jak najwięcej dań. Po każdej potrawie decydowaliśmy, która była lepsza, co nam bardziej smakowało.
I tak ja na przystawkę zamówiłam... czerninę (!). Zupę tę jadłam parę lat temu na wsi na Mazurach, którą przygotowała moja przyszywana babcia. Pamiętam, że mi smakowała, postanowiłam więc przypomnieć sobie ten smak. I wcale się nie zawiodłam! Zupa bardzo mi smakowała. Lekko słodkawa, gęstawa a'la krem i co mnie najbardziej zaskoczyło, to dodatek całych suszonych, podgotowanych w zupie moreli obok tradycyjnych kładzionych klusek. Nigdy bym nie wpadła na pomysł, by dodać do czerniny morele! Ale takie połączenie naprawdę się sprawdza. Mój Połówek nieco wystraszonym wzrokiem zerknął na brunatny płyn w mej miseczce. Orzekł, że przypomina mu ona "błotko". Niemniej jednak odważył się skosztować czerniny, ale raczej nie przypadła mu do gustu;)
Dlatego Połówek wybrał bardziej tradycyjną zupę, mianowicie gęsty gulasz myśliwski z porządnymi kawałkami delikatnej, rozpływającej się w ustach dziczyzny, z dużą ilością świeżej, rozgotowanej papryki, nutą tymianku i rozmarynu. Podobał mi się bardzo ciekawy sposób podania zupy - w małym kociołku nad podgrzewaczem z chochelką do jej nalewania. Jej ilość spokojnie wystarczyłaby na dwie osoby! Zupa gulaszowa okazała się bardzo smaczna i sycąca, ale i tak obstawałam przy mojej czerninie;)
Przy drugim daniu oboje byliśmy bardziej zgodni co do wyboru mięsa. Oboje zdecydowaliśmy się na dzika. Mój Połówek jako rasowy mężczyzna zamówił kotlet schabowy z dzika, a ja polędwiczkę z dzika w sosie śmietanowo-ziołowym. Kotlet okazał się bardzo delikatny, nie łykowaty, nie za gruby. Mięso chyba o wiele smaczniejsze niż wieprzowina. Zdziwił mnie jego kolor - różowawy. Moja polędwiczka też mnie nie rozczarowała. Delikatna, rozpływająca się, w przepysznym, aromatycznym, bardzo ziołowym sosie. Czuję, że postaram się kiedyś to danie odtworzyć w domu korzystając z zapasów sklepu myśliwskiego.
Po takim obiedzie zastanawialiśmy się, czy damy radę zjeść deser. Postanowiliśmy chwilę odczekać podelektować się winem, popatrzeć sobie w oczy i dopiero wówczas zamówić deser. I tu niestety mój wybór, choć naprawdę bardzo smaczny, przegrał z deserem Połówka, który zamówił "Lodową fantazję z musem malinowym, bitą śmietaną i niespodzianką". Okazała się nią zamknięta w lodowej kulce trufla lub czekoladowa, mięciutka pralinka. Całość słodka, rozpływająca się, kusząca... bardzo kusząca! Poezja!! Przy "Lodowej fantazji" moje ciasto czekoladowe z lodami i bitą śmietaną (górą bitej śmietany) okazało się "poprawne"- nie za słodkie, nie za gorzkie, takie w sam raz. W innych okolicznościach byłoby to jedno z lepszych ciast, jakie jadłam w kawiarni/restauracji.
Wszystkie potrawy oceniliśmy bardzo pozytywnie. Nic nas nie rozczarowało. Było pysznie i romantycznie. Dziękuję, mój Połówku, za wspaniałe chwile, Twą dłoń na mojej i za wszystkie spojrzenia :)
Restauracja robi bardzo dobre wrażenie. Choć ceny są nieco wyższe od cen w "standardowych" restauracjach z, np., Rynku, to warto się wybrać do "Myśliwych" na smakowo coś zupełnie odmiennego. Polecamy!
Restauracja "U Myśliwych"
ul. Libelta 37
61-707 Poznań
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz