"Miłość oraz inne dysonanse" to moje drugie spotkanie z twórczością J.L.Wiśniewskiego. Podobnie jak czytana przeze mnie wcześniej "Samotność w sieci" tak i
obecna publikacja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem z mojej
strony. Jest to
wspólne dzieło polskiego pisarza (ale mieszkającego na stałe we Frankfurcie, stąd tak wiele nawiązań do życia w Niemczech)
oraz rosyjskiej pisarki Irady Wownenko. Fotografia
na okładce sugeruje pełen namiętności romans wypełniający karty książki. Notka
na ostatniej stronie również nie pozostawia wątpliwości. A tymczasem jest
inaczej. Lubię powieści, w których po przeczytaniu ostatniej strony myślę "Mocne. Dobre!" i jeszcze dłuższą chwilę siedzę z książką w dłoni nie mogąc jej odłożyć na bok z natłoku myśli.
Jest to opowieść ukazana z dwóch perspektyw, mężczyzny oraz
kobiety. Struna – mężczyzna czterdziestokilkuletni, ceniony
krytyk muzyczny, były wykładowca wyższej uczelni, Polak z niemieckim paszportem. Rozwiedziony, bez
rodziny, bez nadziei. Kiedyś marzył o tym, ze zostanie muzykiem, kochał
do szaleństwa, ale ani muzyka ani kobieta nie były mu wierne.
Anna – Rosjanka prawie czterdziestoletnia, żyje z dnia na dzień, w małżeństwie bez miłości. Chciała być aktorką, chciała mieć dzieci. Niestety, żadnego w tych marzeń nie udało jej się zrealizować.
Anna – Rosjanka prawie czterdziestoletnia, żyje z dnia na dzień, w małżeństwie bez miłości. Chciała być aktorką, chciała mieć dzieci. Niestety, żadnego w tych marzeń nie udało jej się zrealizować.
Anna i Struna spotkali się oczywiście przypadkiem,
oczywiście zakochali się (a może jedynie zadurzyli się w sobie) i oczywiście ta miłość nie mogła być łatwa. Co się z nią stało? Czy i jak się rozwinęła? Czy na pewno znamy odpowiedzi na te pytania po przeczytaniu powieści? Czy zakończenie jest oczywiste? Dla mnie jest bardzo dwuznaczne...
To także książka o samotności, o niespełnieniu, o ludzkich dramatach i o
próbach, a może bardziej o strachu przed tym, by pchnąć życie do przodu i
zmienić to, co nam się nie podoba. To książka o rozterkach, które
kłębią się w każdym z nas, o wyborach, które nadają kształt i tor
naszemu życiu.
Równie ważne co historia Struny i Anny są historie pozostałych postaci. To, co naprawdę porusza, to opowieści w tle. Autor potrafi tworzyć setki portretów ludzkich; historii smutnych, wzruszających, czasem zabawnych, niebywałych i zupełnie zwykłych. Historia geniusza Svena, który po stracie żony i córki, tkwi w piekle wspomnień i
niewykorzystanych szans. Cynika Joshuy żyjącego od odlotu do odlotu,
uwielbiającego przegrywać w walce ja-kontra-reszta świata. Pięknonogiej
Magdy Schmidtovej, dla której czeska końcówka nazwiska oraz tęsknota za
feministką Daszeńką stały się symbolem walki o siebie samą. Oraz Joanny
M. z osiedla Szklane Domy w Nowej Hucie, inteligentnej, wrażliwej i zakochanej (?) w Strunie dziewczynie, która chyba nie do końca wykorzystała szanse dane od losu. Mieszanka emocji i zachowań intryguje i przeraża.
W końcu, to także opowieść o muzyce. Tej prosto z głębi
duszy. Czajkowski, Chopin, Okudżawa i mój faworyt Samuel Barber (piękny opis utworu "Adaggio for Strings"), to tylko niektórzy muzycy, którzy
goszczą na kartach powieści. Przepiękne opisy muzyki, choć krótkie i nieraz zdawkowe, porywają i urzekają idealnie współgrając z treścią i akcją. Oprócz klasyki pojawia się też Matisyahu śpiewający reggae („To chyba
najbardziej cool Żyd, jakiego znam.
Oprócz Jezusa…” jak opisuje go Joshua).
J.L.Wiśniewski ma dość
charakterystyczny styl pisania. Jest jednym z najlepiej wykształconych pisarzy
polskich (magister fizyki i ekonomii, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii [źródło]), i
te jego umiejętności widać w tekście jak na dłoni. Nie jest pierwszym lepszym
autorem piszącym o związkach, jest jedyny w swoim rodzaju, w jego twórczości czuć trochę naukowy charakter. Przenosi dużo własnych poglądów i przemyśleń do literatury ubierając je w nieco naukowe szaty. Wiele
razy czułam się, jakbym czytała artykuł naukowy na temat miłości, związków, relacji damsko-męskich i całej tej chemii z tym związanej. Czy to mi przeszkadza? Absolutnie nie. Nie jest banalnie.
Nie porównywałabym jej książki do „Samotności w sieci.” To
dwie podobne, ale jednak bardzo różne powieści. Jestem pewna, że każdy, kto sięgnie po tę książkę, będzie miał na jej temat inne zdanie. Jednych będzie nużyć, innych denerwować plątaniną zdarzeń i wątków. Innych natomiast urzeknie brakiem typowej fabuły romansu bądź opisanymi historiami. Ja jednak polecam, choćby ze względu na brak sztampowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz