niedziela, 24 marca 2013

"Miłość oraz inne dysonanse" Janusz Leon Wiśniewski, Irada Wownenko

                     "Miłość oraz inne dysonanse" to moje drugie spotkanie z twórczością  J.L.Wiśniewskiego. Podobnie jak czytana przeze mnie wcześniej "Samotność w sieci" tak i obecna publikacja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem z mojej strony. Jest to wspólne dzieło polskiego pisarza (ale mieszkającego na stałe we Frankfurcie, stąd tak wiele nawiązań do życia w Niemczech) oraz rosyjskiej pisarki Irady Wownenko. Fotografia na okładce sugeruje pełen namiętności romans wypełniający karty książki. Notka na ostatniej stronie również nie pozostawia wątpliwości. A tymczasem jest inaczej. Lubię powieści, w których po przeczytaniu ostatniej strony myślę "Mocne. Dobre!" i jeszcze dłuższą chwilę siedzę z książką w dłoni nie mogąc jej odłożyć na bok z natłoku myśli.


                  Jest to opowieść ukazana z dwóch perspektyw, mężczyzny oraz kobiety. Struna – mężczyzna czterdziestokilkuletni, ceniony krytyk muzyczny, były wykładowca wyższej uczelni, Polak z niemieckim paszportem. Rozwiedziony, bez rodziny, bez nadziei. Kiedyś marzył o tym, ze zostanie muzykiem, kochał do szaleństwa, ale ani muzyka ani kobieta nie były mu wierne.
Anna – Rosjanka prawie czterdziestoletnia, żyje z dnia na dzień, w małżeństwie bez miłości. Chciała być aktorką, chciała mieć dzieci. Niestety, żadnego w tych marzeń nie udało jej się zrealizować.
Anna i Struna spotkali się oczywiście przypadkiem, oczywiście zakochali się (a może jedynie zadurzyli się w sobie) i oczywiście ta miłość nie mogła być łatwa. Co się z nią stało? Czy i jak się rozwinęła? Czy na pewno znamy odpowiedzi na te pytania po przeczytaniu powieści? Czy zakończenie jest oczywiste? Dla mnie jest bardzo dwuznaczne... 
                To także książka o samotności, o niespełnieniu, o ludzkich dramatach i o próbach, a może bardziej o strachu przed tym, by pchnąć życie do przodu i zmienić to, co nam się nie podoba. To książka o rozterkach, które kłębią się w każdym z nas, o wyborach, które nadają kształt i tor naszemu życiu.
                Równie ważne co historia Struny i Anny są historie pozostałych postaci. To, co naprawdę porusza, to opowieści w tle. Autor potrafi tworzyć setki portretów ludzkich; historii smutnych, wzruszających, czasem zabawnych, niebywałych i zupełnie zwykłych. Historia geniusza Svena, który po stracie żony i córki, tkwi w piekle wspomnień i niewykorzystanych szans. Cynika Joshuy żyjącego od odlotu do odlotu, uwielbiającego przegrywać w walce ja-kontra-reszta świata. Pięknonogiej Magdy Schmidtovej, dla której czeska końcówka nazwiska oraz tęsknota za feministką Daszeńką stały się symbolem walki o siebie samą. Oraz Joanny M. z osiedla Szklane Domy w Nowej Hucie, inteligentnej, wrażliwej i zakochanej (?) w Strunie dziewczynie, która chyba nie do końca wykorzystała szanse dane od losu. Mieszanka emocji i zachowań intryguje i przeraża.
                W końcu, to także opowieść o muzyce. Tej prosto z głębi duszy. Czajkowski, Chopin, Okudżawa i mój faworyt Samuel Barber (piękny opis utworu "Adaggio for Strings"), to tylko niektórzy muzycy, którzy goszczą na kartach powieści. Przepiękne opisy muzyki, choć krótkie i nieraz zdawkowe, porywają i urzekają idealnie współgrając z treścią i akcją. Oprócz klasyki pojawia się też Matisyahu śpiewający reggae („To chyba najbardziej cool Żyd, jakiego znam. Oprócz Jezusa…” jak opisuje go Joshua).

                J.L.Wiśniewski ma dość charakterystyczny styl pisania. Jest jednym z najlepiej wykształconych pisarzy polskich (magister fizyki i ekonomii, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii [źródło]), i te jego umiejętności widać w tekście jak na dłoni. Nie jest pierwszym lepszym autorem piszącym o związkach, jest jedyny w swoim rodzaju, w jego twórczości czuć trochę naukowy charakter. Przenosi dużo własnych poglądów i przemyśleń do literatury ubierając je w nieco naukowe szaty. Wiele razy czułam się, jakbym czytała artykuł naukowy na temat miłości, związków, relacji damsko-męskich i całej tej chemii z tym związanej. Czy to mi przeszkadza? Absolutnie nie. Nie jest banalnie.

                 Nie porównywałabym jej książki do „Samotności w sieci.” To dwie podobne, ale jednak bardzo różne powieści. Jestem pewna, że każdy, kto sięgnie po tę książkę, będzie miał na jej temat inne zdanie. Jednych będzie nużyć, innych denerwować plątaniną zdarzeń i wątków. Innych natomiast urzeknie brakiem typowej fabuły romansu bądź opisanymi historiami. Ja jednak polecam, choćby ze względu na brak sztampowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz