Kiedy nieco ponad rok temu przeprowadziłam się do Francji, stwierdziłam, że pora przeczytać trylogię Sienkiewicza. Tak trochę jak Ci emigranci na obczyźnie, dla których pisane były owe trzy powieści, dla pokrzepienia serc. Lubię czytać, czytam sporo, również powieści historycznych, ale trylogii - wstyd się przyznać - nie przeczytałam. Nawet w szkole. Na szczęście nadrobiłam to, co wyszło mi na dobre, gdyż wszystkie trzy powieści są warte poświęcenia im i czasu, i uwagi, i serca:)
Mam wrażenie, że wiele osób
czyta pierwszą część "Ogniem i mieczem", kilka - "Potop", a
"Pana Wołodyjowskiego" najmniej. Zwykle omawia się poszczególne
części osobno, ja postanowiłam potraktować je jako całość. Dlaczego? Po
pierwsze: bohaterowie. We wszystkich trzech częściach pojawiają się ci sami
bohaterowie. Zmienia się tylko tło obyczajowo-historyczne
powieści, a tym samym bohaterowie drugoplanowi, co bardzo urozmaica treść
trylogii. Po drugie: treść omawianego utworu – trylogia to jedność pod
kątem czasu akcji. Można to samo powiedzieć o miejscu akcji. Tu również
istnieje jedność - Polska. Kraj, którego w chwili powstawania trylogii,
nie było przecież na mapie świata, był pod zaborami. Henryk Sienkiewicz postanowił w swych powieściach „skleić ” trzy
zabory w jedno. W Polskę szlachecką. Tą Polskę, którą pokolenie dziadów pana
Henryka dobrze jeszcze pamiętało.
O czym traktuje trylogia? O chlubnych chwilach z historii
Polski, o wielkich bitwach z najeźdźcami Rzeczypospolitej, o ostatnich
rycerzach i sarmackiej szlachcie. "Ogniem i mieczem" to przełom lat 40.
i 50. XVII w., powstanie Chmielnickiego na Ukrainie. Kozacy i chłopstwo ruskie
się buntuje przeciwko Koronie Polskiej. Istotnym punktem jest tu obrona Zbaraża. Bohaterem twierdzy zostaje Jan Skrzetuski. Postać
tę Sienkiewicz wzorował na historycznej osobie Mikołaja Skrzetuskiego.
Pochodził on z dość biednej rodziny, przyczynił się walnie do wielu zwycięstw
polskich wojsk w walce z Kozakami, a w późniejszym czasie z Rosją. Wydaje się,
że Mikołaj nie był tak romantyczny jak powieściowy Jan. Mikołaj nieomalże
zmusił podkomorzankę Zofię Zawadzką do ślubu. Ten to szlachcic
rzeczywiście zupełnie jak w „Ogniem i mieczem” przedarł się w przebraniu
wieśniaka ze Zbaraża z wiadomością o niezbyt dobrej sytuacji obrońców twierdzy.
Autor trylogii jednak niezbyt wiernie odtworzył całą obronę Zbaraża. Mówiąc
oględnie: ubarwił opowieść. Ale czy musiał być wierny historii? Przecież nie
był historykiem, a jego cel – pokazać patriotyzm szlachty polskiej – został
osiągnięty.
Trzeba w tym miejscu (i to koniecznie! omawiając trylogię bez tego się nie można się obejść) przywołać wątek przyjaźni Jana
Skrzetuskiego z panami Onufrym Zagłobą, Longinusem Podbipiętą i Michałem
Wołodyjowskim. Są to bardzo ciekawi, pełni kolorytu mężczyźni. Pan Zagłoba,
rubaszny, nie stroniący od kielicha, był mitomanem, ale to nie nastręczało mu
kłopotów. Wręcz przeciwnie - umiał zjednywać sobie ludzi. Opowieści pana
Zagłoby przeszły do historii. Jaki on inteligentny - wymyślać takie przezabawne
historie!
Longinus Podbipięta przeciwnie
niż pan Zagłoba - jest "długi i chudy", budzi swoim zachowaniem
sympatię wśród ludzi. Cechuje go przyjazne usposobienie dobroć, szczerość,
bogobojność, a także litewska mowa, która wyróżniała go spośród wszystkich
bohaterów. Człowiek ten bardzo szybko nawiązywał przyjaźnie, czego dowodem mogą
być jego mocne więzy ze Skrzetuskim, Wołodyjowskim i Zagłobą, których poznał
stosunkowo niedawno. Ma jeden cel w życiu: ścięcie swoim rodowym
mieczem trzech głów nieprzyjaciela na raz.
W przeciwieństwie do
podstarzałego, brzuchatego Zagłoby oraz "długiego i chudego"
Podbipięty Michał Wołodyjowski jest młody i niskiego zrostu, skromny i niezwykle waleczny. Ze
względu na swój niski wzrost nazywany był ,,małym rycerzem”, ale to nie
odbierało mu wielkości. Prawy Polak, patriota, dzielny rycerz, odważny i
karny. Mistrz w pojedynkach i na polu bitwy, szczególnie w prowadzeniu walk
podjazdowych, niezrównany szermierz i dowódca. Zwano go ,,pierwszą szablą
Rzeczpospolitej”. Jego odwaga i waleczność znane były w całym kraju. I tę postać Sienkiewicz wzorował na historycznej postaci Jerzego Wołodyjowskiego.
Przez całą trylogię przewijają się trzej z powyższych
bohaterów, nie zawsze jednak będąc w centrum wydarzeń. Jak np. w
"Potopie", drugiej części trylogii, w której śledzimy losy chorążego
Andrzeja Kmicica. Jest on jak d'Artagnan przy trzech muszkieterach. Początkowo opowiedział
się po stronie Radziwiłłów – potężnego rodu magnackiego wspierającego Szwedów w
ich najeździe na Rzeczpospolitą (tzw. "potop szwedzki" z lat
1655–1660). Uznany przez szlachtę i narzeczoną za zdrajcę, postanawia się
zrehabilitować. Pod przybranym nazwiskiem, Babinicz, bierze udział w
obronie Jasnej Góry, własną piersią osłania króla Jana Kazimierza przed wrogami
i bohatersko walczy z nieprzyjacielem do zakończenia wojny. W powieści
Sienkiewicza najważniejszym punktem tejże wojny jest obrona klasztoru w
Częstochowie opisana przez autora na podstawie wspomnień spisanych przez
przeora Kordeckiego, w nieco zmodyfikowanej formie. Czemu zmodyfikowanej?
Celem Sienkiewicza, jak już wspomniałam, było wzbudzanie patriotyzmu w
rodakach. Należało tak dopasować fakty historyczne, aby nie
zaszkodzić historii, a jednocześnie obronić honor i patriotyzm Polaka.
W dwóch pierwszych częściach trylogii Michał
Wołodyjowski owszem występuje, ma do odegrania pewną rolę, ale raczej jako
postać drugoplanowa. Dopiero w trzeciej części staje się głównym bohaterem.
Powieść "Pan Wołodyjowski” stała się pieśnią "o Małym
Rycerzu" - pieśnią o przejawie patriotyzmu dzisiaj mało spotykanym, takim
do końca, do ostatniego tchnienia życia. Motyw obrony oblężonego przez
Turków Kamieńca Podolskiego (1672) w czasie wojny z Turcją jest kluczowy w
końcowych rozdziałach powieści. Główni bohaterowie dzieła przygotowywali się do
tego bardzo dokładnie. W czasie walki Wołodyjowski chodził po murach,
wszystkiego doglądał, dodawał odwagi i otuchy. Sytuacja obrońców Kamieńca
jest jednak nie do pozazdroszczenia. Informacje z zewnątrz
nie są pocieszające. Ludzie ze strachu przed okrucieństwem
i bezwzględnością Turków oddają im bez walki kolejne miasta
i twierdze. Nadchodzi wieść o upadku pobliskiego Żwańca. Także
mieszkańcy Kamieńca pragną ocalić życie. Władze miasta zamierzają jedno,
Wołodyjowski - drugie. Czym to się zakończy? Powiem tak - finał tej powieści
jak i całej trylogii jest rewelacyjnie pomyślany. I daje do myślenia. Po 20
latach od wydarzeń z "Ogniem i mieczem" przygody polskich trzech
muszkieterów się kończą.
Wątki "wojenne" stanowią niewątpliwy trzon
każdej części trylogii. Jednak ważne, przynajmniej z mojej perspektywy
czytelniczki-kobiety, są również miłosne dzieje bohaterów. I tak w
powieści w „Ogniem i mieczem” mamy Jana Skrzetuskiego i Helenę
Kurcewiczównę, w „Potopie” - Andrzeja Kmicica i Oleńkę Billewiczównę, a w
„Panu Wołodyjowskim” - tytułowego Michała Wołodyjowskiego i „hajduczka” czyli
Basię Jeziorkowską.
Miłość połączyła ze
sobą Skrzetuskiego i Helenę. Uczucie to, które wybuchło od pierwszego
wejrzenia, całkowicie zawładnęło rycerzem. Jednak miłość pomiędzy tą dwójką nie
była usłana różami. Aby być razem, musieli przejść bardzo trudną drogę. Para kochanków
jest niemal cały czas rozdzielona za przyczyną Bohuna, Kozaka który porywa
Helenę. Sytuacja, w której dwóch mężczyzn zakochanych jest w jednej
kobiecie, jest w „Ogniem i mieczem” wyraźnie wyeksponowana. Pomiędzy Bohunem a
Skrzetuskim kilkakrotnie dochodzi do ostrych spięć, ale nigdy nie spotykają się
naprzeciwko siebie na polu bitwy, by rozstrzygnąć konflikt. Po porwaniu
Skrzetuski musi wybierać - ukochana czy ojczyzna. Z pomocą przychodzi mu
Zagłoba... Wątek ten jest prosty i tradycyjny. Przedstawia bardziej romans
sensacyjny, w którym miłość zakłócona obecnością i działaniem rywala kończy się
szczęśliwie dla bohaterów. To urozmaicenie powoduje, że powieść jest
bardziej przyjazna dla czytelnika (czytelniczki;) ) i daje wytchnienie od działań wojennych. Co
charakterystyczne, Helena nie stanowi typowej indywidualności. Jej wkład w
przebieg akcji jest znikomy, niewiele również mówi. Jest bardziej przedstawiona
jako bóstwo, idealny przykład bohaterki kochającej i kochanej przez
Skrzetuskiego. Zarówno przez swój wygląd jak i zachowanie jest uznawana za
kochankę doskonałą. Stanowi raczej przedmiot akcji, a nie jej podmiot.
W przeciwieństwie do miłości od
pierwszego wejrzenia Skrzetuskiego i Heleny, małżeństwo Andrzeja Kmicica i
Aleksandry Billewiczówny z "Potopu" zostało zaplanowane nie przez
młodych, lecz ich przodków. Na szczęście w chwili spotkania młodzi od razu przypadli sobie do gustu. Związek
Oleńki i Andrzeja był szalenie dynamiczny. Obfitował w szereg niespodzianek,
niezwykłych zmian akcji, począwszy od porwań dziewczyny, poprzez najgorsze
zarzuty kierowane pod adresem ukochanego, a skończywszy na wytworzeniu
chłodnego dystansu między obojgiem. Choć panna wielokrotnie przebaczała
przystojnemu kawalerowi, to jednak chwila ich pojednania cały czas się
przedłużała. Oleńka to poważna, dumna, a jednocześnie energiczna i
samodzielna osoba. Zachowuje spokój nawet w najgorszych chwilach. Jest dobrze
wychowana, a w postępowaniu swym zawsze poprawna. Uosabia typ kobiety niemal
idealnej, wzór patriotki, wiernej królowi i ojczyźnie.
Sienkiewicz przedstawia tu wątek miłosny w inny niż w "Ogniem i
mieczem" sposób. Kmicic, który popełnia najgorsze zbrodnie przez swą
wybrankę, jest przez autora usprawiedliwiany. Oleńka odgrywa tu rolę przewodnika
dla głównego bohatera. To miłość do niej zmienia Kmicica z dumnego i szalonego
junaka w statecznego i poważnego żołnierza. Właśnie ona staje się inspiracją,
sensem jego życia.
Wątek miłosny w "Panu
Wołodyjowskim" jest najbardziej rozbudowany. Stanowi niemal połowę
powieści. Główny bohater, po przeróżnych perypetiach miłosnych żeni się z
Basią Jeziorkowską. Ta para jest nierozłączna i właśnie wokół nich rozgrywa się
cała akcja. Basia idzie za nim w stepy decydując się na życie koczownicze.
Bierze nawet udział w pogranicznej potyczce z nieprzyjacielem. Z szaloną
namiętnością zakochuje się w niej Azja Tuchajbejowicz. I tu ich szczęście
zostaje zmącone przez osobę trzecią. Turek próbuje wszak porwać panią
Pułkownikową. Gdy wybucha wojna z Turkami, a Wołodyjowski zostaje
oddelegowany do obrony twierdzy kamienieckiej, Basia wyrusza za nim do
Kamieńca. Pragnie z nim dzielić całe swoje życie, a tam wspólnie chce znosić
trudny walki. Nazywana jest żartobliwie przez samego Sienkiewicza „hajduczkiem”, czyli
opryszkiem. Stanowi przeciwieństwo poprzednich bohaterek trylogii. Posiada
niezwykle żywy temperament. Można by rzec, że wszędzie jej pełno. Jest wieczną
optymistką, patrzy na świat przez pryzmat „różowych okularów”, czyli z
humorem. Daje sobie radę w różnych opresjach i zawsze wychodzi z nich cało. Po
wyjściu za mąż nie odstępuje Wołodyjowskiego na krok, aż do śmierci. Mówi:
„gdzie ty, tam i ja, Michale”.
Podniosły ton przytoczonych słów Basi, jak i całego
zakończenia "Pana Wołodyjowskiego" powoduje, że odbiorca trylogii
miał poczuć się podniesiony na duchu, w jego serce miała zostać wlana otucha,
choćby okupiona wyrzeczeniami i poświęceniami. Idea "ku pokrzepieniu
serc" jest myślą przewodnią i głównym celem powstania całego cyklu, co
autor skrupulatnie podkreślił na końcu ostatniej części. Cykl ten powstał,
kiedy Polska znajdowała się pod zaborami, a zaborcy coraz bardziej nasilali
procesy wynaradawania. Autor pragnął przywrócić godność narodowi. W swoich powieściach pisarz kreował postacie-wzory takie jak: Jarema Wiśniowiecki, Jan Skrzetuski, Longinus Podbipięta, Michał Wołodyjowski, Stefan Czarnecki, Andrzej Kmicic, a których życie można było naśladować. Poprzez swoje życie nawoływali rodaków, by nigdy nie zapominali o ojczyźnie. Całkowite poświęcenie swoich sił, a nawet życia dla zagrożonego rodzimego kraju było wręcz ich obowiązkiem. Czyż za ojczyznę nie oddał życia Longinus Podbipięta i Wołodyjowski w Kamieńcu? Sienkiewicz zauważył, iż tylko wspólne podjęcie inicjatywy przez cały naród może przynieść wymarzone efekty. Polacy potrzebowali dowódcy wyjątkowego, którego można by nazwać mężem opatrznościowym. Wodza, który wyrósł ,,nie z soli ani z roli, ale z tego, co go boli" (Stefan Czarniecki). A w wielu umysłach rodaków, Sienkiewicza również, była głęboko zakorzeniona myśl, iż boska opatrzność nad nami czuwa i nigdy nie opuści (walki obronne Jasnej Góry).
Wiele pokoleń wychowało się na tej właśnie lekturze. Bardzo
wiele osób za sprawą tych powieści poznawało nie tylko historię swojego narodu,
ale też język. Wiele pojedynczych zwrotów weszło do naszego słownika mowy
potocznej. Najbardziej znane to oczywiście "kończ waść, wstydu
oszczędź", "mów mi wuju", "Ojciec, prać? Prać!",
"Jędruś, jam twych ran nie godna całować!".
I dla mnie była to niezwykła przygoda z tą tak znaną grupą
bohaterów. Wędrowałam po stepach, denerwowałam się w czasie bitew i potyczek,
śmiałam się z dowcipów Zagłoby, kochałam jak Skrzetuski, Kmicic czy
Wołodyjowski. Trylogia rzeczywiście uczy miłości do ojczyzny, wiary w
przyszłość i walki za dobrą sprawę. Może to górnolotne sformułowania w
dzisiejszych czasach, ale kto wie, może dziś powinniśmy jeszcze bardziej niż
dawniej nasycać serca miłością do ojczyzny? Mam wrażenie, że patriotyzm w nas
zanika. A przecież wolność (również ta demokratyczna) nie jest dana raz na
zawsze...
Lekturę polecają
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz