niedziela, 28 sierpnia 2016

"Targowisko próżności" tom 1 i 2. W. M. Thackeray

„Kochani przyjaciele i towarzysze podróży! Pragnę odbyć z wami wędrówkę po targowisku próżności, by obejrzeć jarmarczne szopy i dawne w nich widowiska…”  
Odbyłam tę podróż wraz z Williamem Makepeacem Thackeray. Widziałam XIX-wieczne targowisko próżnych ludzi. Wniosek jeden: niewiele się od tego czasu zmieniło. Może metody, ale nie cel. 


  
          Thackeray w swojej monumentalnej powieści "Vanity Fair" wydanej w 1848 r. postanowił z całą szczerością powiedzieć o problemach angielskiego społeczeństwa. Nie cofa się przed jego bezlitosnym wyśmianiem, a na swoich postaciach nie pozostawia suchej nitki. Jest sarkastyczny, złośliwy, a wobec wszystkich przywar bezwzględny. Jego satyra ma tak dużą moc dzięki bardzo drobiazgowemu i obrazowemu odmalowaniu społeczeństwa XIX-wiecznej Anglii. I jak w każdej porządnej powieści realistycznej, w "Targowisku próżności" doskonale oddano tło społeczne, obyczajowe i historyczne. Autor przedstawia różne grupy społeczne, jednak przede wszystkim przyglądamy się sferom wyższym lub bohaterom, którzy do tych sfer aspirują. Obraz ten bynajmniej nie przedstawia się optymistycznie, mimo pięknych ram, w które został wtłoczony. Próżność, głupota i powierzchowność królują nie tylko na salonach, ale także w niższych warstwach społecznych. Na targowisku próżności powszechne są kult pieniądza, obłuda, nietolerancja i hipokryzja. I chociaż niektóre problemy zupełnie się już zdezaktualizowały, to powieść ukazuje jedną prostą prawdę - czasy się może zmieniają, ale ludzie wciąż są tacy sami. A ludzie i ich czyny, a właściwie skutki ich czynów, są w tej powieści najważniejsze.
          "Targowisko próżności" to powieść pełna motywów znanych z literatury angielskiej tamtych czasów: sierotka i bogata, zły człowiek i dobry, poczciwiec i okrutnik, smutne koleje losu, małżeństwo i szczęście, nieszczęście. Ale wszystko napisane nietypowo, tak, że czytelnik jest zaintrygowany losami bohaterów. Autor "Targowiska próżności" dodał podtytuł „Powieść bez bohatera”. Opowiada ona bowiem o losach wielu bohaterów, z których żadnego nie można obdarzyć przydomkiem „główny”, nie ujmując ważności i znaczenia pozostałym.  

"W kramiku na targowisku próżności ludzie niezmiernie rzadko tęsknią za innymi ludźmi."

          Dwie najważniejsze bohaterki zostały stworzone na zasadzie przeciwieństw. Na początku poznajemy poczciwą pannę Amelię Sedley, córkę bogatego kupca, dziewczynę tkliwą, dobrą, o wielkim sercu, skłonną do wzruszeń, uczciwą. Jednocześnie jest ona jednak zupełnie bezwolna, pozbawiona własnego zdania i, jak się później okazuje, dosyć zakłamana. Amelia wzbudziła we mnie dziwne uczucie sympatii przemieszanej z irytacją. Wśród bez wątpienia licznych cnót Amelii nie znalazła się niestety mądrość i dojrzałość, które bardzo cenię. Amelię, skądinąd sympatyczną, można by krótko opisać jako słodką idiotkę. 
         Pod tym względem (i wieloma innymi także) jej najlepsza przyjaciółka, Rebecca Sharp, stanowi jej całkowite przeciwieństwo. Może Becky ma bardzo podejrzane koneksje, a jej przyszła profesja guwernantki nie należy do najbardziej poważanych, jednak panna Sharp to wytrawna intrygantka, jakiej nie powstydziłaby się żadna, nawet najwyżej postawiona arystokratyczna rodzina. Posiada ona te cechy, które na targowisku próżności przydają się zdecydowanie bardziej niż naiwna dobroć panny Sedley, a mianowicie przebiegłość, chytrość i dwulicowość. Jej doprowadzona do perfekcji umiejętność manipulacji niezbicie świadczy o inteligencji, która pozwala jej owijać sobie wokół palca otaczających ją próżnych głupców. W tym między innymi brata Amelii – otyłego tchórza Josepha, starego, nieco nieśmiałego kawalera przekonanego jednak o swoim nieodpartym uroku osobistym. Pochlebstwom Rebeki ulega także mężczyzna przyrzeczony Amelii, George, oraz syn jej późniejszego pracodawcy, Rawdon. Nie tylko mężczyźni tańczą, jak im Rebecca zagra. Zdobycie względów kobiet też nie stanowi dla niej wyzwania. Naprawdę rzadko można spotkać postać tak charakterystyczną jak Becky. To zdecydowanie nie jest postać, którą się lubi. Ale z całą pewnością taka osobowość intryguje i w pewien sposób fascynuje.

"Właśnie ładna twarzyczka rodzi życzliwość w sercach mężczyzn, tych strasznych nicponi. Kobieta może posiadać mądrość i cnotę Minerwy, a nikt nie zwróci na nią uwagi, jeżeli brak jej wdzięku i urody. Piękne, promienne oczy każą wy baczyć wszelkie brednie. Szkarłatne usta i melodyjny głos czy nią interesujący mi najpospolitsze komunały. A zatem damy z właściwy m sobie poczuciem sprawiedliwości dowodzą, że kobieta urodziwa musi być głupia."

             Główni bohaterowie męscy na pozór różnią się bardzo, ale można znaleźć między nimi wiele podobieństw. George Osborne, ukochany Amelii, to egocentryczny i egoistyczny dandys, inteligentny acz wyrachowany. Czasem śle do Amelii słodkie listy, ale w rzeczywistości nic sobie nie robi z jej miłości. Gdy jego rodzina sądzi, że bawi z wizytą u narzeczonej, on bawi się w pubach uprawiając hazard, pijąc lub przesiadując w teatrze. Wiarołomny w narzeczeństwie, nie przestaje być takim i w małżeństwie, kiedy to proponuje Becky wspólną ucieczkę. Czasem ogarniają go wyrzuty sumienia. Pod ich wpływem poślubia Amelię, a przed wyruszeniem na wojnę oddaje ją pod opiekę przyjaciela, Dobbina. Najczęściej ucieka przed problemami, a sposobem na przeżycie jest zaglądanie do kieszeni ojca. 
       Pod względem aparycji całkowicie odmiennie przedstawia się Rawdon Crawley, mąż Becky. Thackeray opisuje go jako wielkiego dragona z rozpasaną chucią ale małym mózgiem, który nie umie kontrolować swoich żądz. Lubi potyczki, bijatyki i awanturniczy styl życia. Kto by pomyślał, że takiego typa usidli sprytna manipulantka pokroju Becky. On naprawdę ją kocha, staje się jej wiernym sługą, robi, co ona zechce, przez co niestety marnie kończy. Ostatecznie stara się cokolwiek naprawić, ale jest już za późno. Żal mi się go zrobiło, gdy zobaczyłam, jak nisko może upaść mężczyzna tak silny jak Rawdon, ale omamiony przez kobietę. 
          Małżeństwo w powieści jest zarówno celem, jak i środkiem do celu. Thackeray wysługuje się osobą Becky, aby zilustrować ten systemJeżeli pan Joseph Sedley jest bogaty i wolny, dlaczego ja nie miałabym się za niego wydać? Mam przed sobą tylko dwa tygodnie, ale próbować nie zawadzi – kalkuluje chwacko Rebecca myśląc o starszym bracie koleżanki. Jos jest jednak zaledwie jednym punktem na liście jej podbojów, pod koniec książki będzie ich znacznie więcej. Jak się okazuje, na targowisku próżności realne uczucie jest luksusem, na który nie stać nawet zamożnych; na horyzoncie jest zawsze jakaś inna korzyść.

„Targowisko próżności to bardzo podejrzany rynek, pełen fałszu, obłudy, kłamstwa i szacunku dla pozorów.” 

          William Thackeray to kpiarz. Inteligentny i niesamowicie spostrzegawczy. Ale ciągle szyderca. Sarkastyczny i złośliwy. I należy dodać: odważny. Gdyby nie odwaga, nigdy nie posunąłby się on do tak ironicznej metafory, jaką jest ta powieść. "Targowisko próżności" to metafora społeczeństwa zepsutego, w którym na szacunek zasługują nie osoby mądre, wykształcone, uczciwe czy dobre – wystarczy by były bogate i dobrze ubrane. To przenośnia trafna nie tylko w odniesieniu do XIX w., ale także teraz. Przez te prawie 170 lat, które dzielą nas od powstania dzieła Thackeraya, zmieniło się bardzo wiele, jednak natura ludzka nie uległa aż tak wielkim przemianom, jakby się mogło wydawać. Dzisiaj targowisko próżności określamy mianem „lansu” i „szpanerstwa”, a pieniądze i władza dalej budzą taki sam, a może nawet większy respekt. 

"Śmiało zarzucę kłamstwo każdemu Anglikowi, który powie, że świadomość czyjegoś bogactwa nie budzi w nim uczucia przyjemnej grozy lub będzie twierdził, że bez zaciekawienia patrzy na posiadacza pół miliona."

        Właśnie z powodu tego wciąż aktualnego przesłania warto sięgnąć po tę powieść. Chociaż alegoryczne znaczenie i wspaniale wykreowani bohaterowie to nie wszystko, co oferuje czytelnikowi Thackeray. Autor ten czaruje językiem i stylem, jakim się posługuje. Sposób prowadzenia narracji wzbudził mój podziw. Szczególnie to, w jaki sposób pisarz zwraca się do czytelnika i nawiązuje z nim kontakt. Przez cały czas lektury miałam wrażenie, jakby ktoś siedział obok i opowiadał tę historię specjalnie dla mnie. Dla miłośników angielskiego klimatu ta lektura również będzie nie lada gratką. Nie brakuje też smaczków historycznych i wątków romantycznych. Autor włącza do opowieści masę dygresji i patrzy z góry na swoich bohaterów, gdy na przykład pisze: „Nasz obecny rozdział jest bardzo umiarkowany. Następne… Ale nie uprzedzajmy faktów. Będę wiódł nadal swoich bohaterów, a więc jako człowiek i bliźni proszę, by wolno mi było nie tylko ich przedstawiać, lecz również od czasu do czasu schodzić z mównicy i gawędzić o nich.”

           I tak oto przeczytałam kolejną książkę z bogatego zbioru XIX-wiecznej klasyki angielskiej, tak przeze mnie lubianej. Thackeray wykpiwa ówczesny system matrymonialno-spadkowy. Tematyka więc bliska powieściom Jane Austen, ale "Targowisko próżności" to rzecz gorzko-satyryczna. Mamy więc ten sam światek, ale w przeciwieństwie do nieco romantycznej i infantylnej Austen, akcja u Thackeraya toczy się wartko, sporo tu ironii, humoru i drwiny, np.: „Ach, konto bankowe! Ileż godności przysparza sędziwej damie! Jak wspaniałomyślnie i tkliwie wybaczamy jej wszelkie wady, jeżeli jest naszą krewną!” 
Zaskakująco współczesna lektura. 
Jestem pewna, iż nie każdy powie, iż powieść tę czyta się łatwo. Rozbudowane opisy i dywagacje autora mogą nudzić. Myślę jednak, że dojrzały czytelnik doceni tę dbałość o szczegóły. 

"A teraz, drogie dzieci, chowamy marionetki i zamykamy skrzynkę. Przedstawienie zakończone."


Powieść polecają


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz