sobota, 9 stycznia 2016

"Sto lat samotności" Gabriel García Márquez

           Ponad 30 milionów sprzedanych egzemplarzy, przekłady na 35 języków, miano jednej z najważniejszych książek XX w. Powieść totalna napisana w 18 miesięcy. Oto ona: "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Márqueza. Polecił mi ją Mój K.. A że z jego książkowymi gustami się liczę, to postanowiłam przeczytać. I rzeczywiście, nie bez kozery powieść tę nazywa się arcydziełem.

           Najwybitniejsze dzieło Márqueza można nazwać bardzo specyficzną sagą rodzinną. Opowiada o sześciu albo - biorąc pod uwagę kilkugodzinne życie ostatniego potomka - siedmiu pokoleniach rodu Buendiów. Napisaną z rozmachem historię codziennego życia uwikłanych w kazirodcze związki bohaterów autor miesza z wydarzeniami natury politycznej i odmalowuje na tle iberoamerykańskiej obyczajowości. Z upodobaniem skazuje on czytelnika na zagubienie w zawiłościach genealogicznych w kółko nazywanych tak samo potomków, czego najlepszym przykładem jest 17 synów pułkownika Aureliana Buendii, z których każdy nosi imię Aureliano. Określony już w tytule okres stu lat, obejmujący losy aż 56 osób, opisany jest stosunkowo mało obszernie - zajmuje około 450 stron.
            Márquez przedstawia w swej powieści świat, którego integralną częścią są zjawiska fantastyczne. Dla mieszkańców Macondo - miasteczka, w którym rozgrywa się akcja - całkiem naturalna i uzasadniona jest np. obawa przed urodzeniem dziecka ze świńskim ogonem. Nie budzi ich zdziwienia spotykanie zmarłych czy też lewitacja proboszcza. Zjadanie przez Rebekę garściami ziemi i wapna ze ścian traktują jak nieeleganckie przyzwyczajenie, porównywalne z obgryzaniem paznokci. Pułkownik Aureliano Buendia posiada szósty zmysł, który już w dzieciństwie pozwolił mu przewidzieć, że naczynie z rosołem spadnie ze stołu.
            Magię i tajemnicę bohaterowie Márqueza widzą natomiast w technicznych wynalazkach. Do przywiezionych przez Cyganów magnesu i lupy odnoszą się z nieufnością, podobnie do kolei żelaznej. Nauka jest im obca. Wygłoszoną przez Jose Arcadio Buendię prawdę, że "ziemia jest okrągła jak pomarańcza", uważają za absurd i dowód na szaleństwo starzejącego się ojca rodu. Świat w powieści Márqueza to pogranicze pomiędzy rzeczywistością a halucynacją. Nie sposób odgadnąć, co jest w nim prawdziwe, a co jest tylko iluzją. W jednej ze scen proboszcz wykrzykuje do Aureliana: "Synu mój! Mnie wystarczyłaby pewność, że ty i ja istniejemy w tym momencie!".
           Kreując z takim rozmachem sagę rodzinną, Marquez jednocześnie w mistrzowski sposób ukazał dualizm ówczesnej Ameryki Łacińskiej - gdzie tradycja przenikała się z wkraczającą nowoczesnością, a dynamika przemian politycznych i gospodarczych bezpardonowo zburzyła spokój. Tym samym autor poddał w wątpliwość szaleńczy pęd za postępem cywilizacyjnym, bo jak wynika z losów rodu Buendiów, człowiek nie znajduje w nim ukojenia, a sama machina ewolucyjna nie jest w stanie zatrzymać koła historii. Obok tego, idąc za znamiennym tytułem, Marquez wiele miejsca na swych kartach powieści poświęca zagadnieniu samotności - z lektury jego działa można wysnuć gorzki wniosek, iż przed nią człowiek nie może uciec, a ta może go dopaść nawet wśród ludzi.
           Genialność „Stu lat samotności” polega nie tyle na budowaniu fabuły pełnej napięcia, nie tylko na sięganiu po metafory czy nawiązania do Biblii oraz tradycji starożytnej, apokryficznej, ale na niezwykle subtelnym zestawieniu powieściowego oraz historycznego realizmu. Obok duchów i rozterek życia codziennego bohaterów ważnym wątkiem jest brzemię polityczne, mające swój odpowiednik w historii państwa kolumbijskiego. Tak naprawdę to wojna liberałów z konserwatystami, w którą angażuje się pułkownik Aureliano Buendía, ma największy wpływ na społeczność Macondo, przyczyniając się do jej upadku. Wraz z oddziałami zbrojnymi do osady nieubłaganie dociera cywilizacja, a wraz z nią kolej, nastawione na zysk plantacje bananów i rzesze obcych, niszczące bezpowrotnie pierwotną enklawę Macondo. Przelewana krew wyzwala w ludziach niebezpieczne zachowania, wyzysk plantatorów wywołuje krwawe strajki i migracje. To skala makro, w skali mikro zagładę przyniosą sobie sami Buendiowie, skazani na pokoleniową klątwę samotności i nieumiejętności kochania. Samonapędzające się koło zdrad i związków z niewłaściwym partnerem skazuje bohaterów na życie pełne frustracji, zabobonów i wzajemnej nienawiści. Niby wśród „swoich”, a jednak w samotności.
           W świecie Márqueza nie ma zegarów ani kalendarzy, upływ czasu mierzony jest wydarzeniami. Na co dzień są to narodziny i śmierć lub okresy narzeczeństwa i żałoby ciągnące się latami. Spokojny rytm Macondo narusza jednak brutalne wkroczenie historii. Nastaje okres wojen, rewolucji, polityki, a przede wszystkim żądzy władzy. Z dotychczasowym bezruchem kontrastuje dynamika dalekiego świata. Jest to ciąg równie absurdalnych, co okrutnych czynów ludzi, którzy pod koniec walki wyrzekają się wszystkiego, co było powodem do jej rozpoczęcia lub z goła nie pamiętają, o co im chodziło.
         Márquez jednoznacznie podważa mit postępu cywilizacyjnego - pokazuje, że wynalazki techniczne niczego właściwie nie zmieniają w życiu człowieka. Machina historii i tak kręci się cały czas w kółko, a jednostka nie ma szans na odnalezienie w niej szczęścia.
        „Sto lat samotności” to powieść trudna, warto ją czytać mając przy sobie długopis i kartkę, by nie pogubić się w gąszczu rodzinnych koligacji i błędnym kole powtarzalnych imion. Bohaterowie stworzeni przez Marqueza nie budzą sympatii, jednak w ich portrecie coś urzeka i zastanawia. Co? Ciężko określić. Ważne, że to piękna, bardzo pouczająca opowieść. Stanowi ucztę zarówno dla ducha, jak i zmysłów, bo autor zadbał o to, by obok przesłania nie zabrakło czytelnikowi intelektualnej zabawy - wystarczy zagłębić się w tekst i poddać magii Marqueza. 

Wydana w 1967 r. w Buenos Aires powieść od razu odniosła wielki sukces i po dziś dzień cieszy się niesłabnącą popularnością. W niektórych kręgach zyskała nawet miano książki kultowej. W czasie IV Międzynarodowego Kongresu Języka Hiszpańskiego, który odbył się w kolumbijskiej Cartagenie w marcu 2007 r., została uznana za drugą, po "Don Kichocie", najważniejszą książkę kręgu kulturowego języka hiszpańskiego.

Polecają

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz