sobota, 24 października 2015

Islandia cz.1 zachód- krater, fiordy i piękny wodospad

            Islandia była moim odwiecznym marzeniem. Niedawno, na początku października, w końcu udało się zrealizować plan odwiedzenia wyspy ognia i lodu:) Jak było? Absolutnie rewelacyjnie! Islandia powala na kolana. Przejechaliśmy ponad 3500 km. Towarzyszyły nam (mi i Mojemu K.) księżycowe krajobrazy (po zjechaniu z głównej drogi, tzw. ring road), staliśmy na szczycie wulkanicznego krateru, weszliśmy do szczeliny między kontynentami; kąpaliśmy się w gorących termalnych źródłach, obserwowaliśmy lodowe kry dryfujące na jeziorze; chodziliśmy po polach geotermalnych (gdzie czuć działanie magmy pod ziemią), prawie dotknęliśmy lodowca; staliśmy nad brzegiem najpotężniejszego wodospadu Europy, przespacerowaliśmy się za wodospadem obserwując świat zza ściany wody:) Czegóż chcieć więcej! Islandia to geo-raj:)





Na Islandii spędziliśmy 10,5 dnia. Byłoby o pół dnia więcej, ale nasz wylot z Berlina był opóźniony o ponad 3,5 godziny, przez co na lotnisku w Keflaviku byliśmy przed 19:00 zamiast w porze obiadowej. Zanim odebraliśmy wynajęte zawczasu auto, minęła kolejna godzina. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania miejsc zaplanowanych na to popołudnie (przed wylotem dokładnie zaplanowaliśmy sobie każdy dzień pobytu;) ) i ruszyliśmy w kierunku północnym na podbój wyspy, która, jak później stwierdziliśmy, okazała się magiczna. Przejechaliśmy przez rozległą aglomerację Reykjavika (stolicę łącznie z przylegającymi miastami zamieszkuje ok. 200 tys. ludzi), dojechaliśmy do przedmieść miasta Borgarnes na zachodnim wybrzeżu, gdzie spędziliśmy noc.
Nie rezerwowaliśmy żadnego hotelu czy hostelu. Postanowiliśmy wynająć porządne auto 4x4, by:
1. móc w nim wygodnie spać (hotele/hostele na Islandii są baaardzo drogie, przynajmniej w naszym mniemaniu. Starzy nie jesteśmy, biwakować możemy, zdążymy się jeszcze naspać w hotelach;) )
2. móc wjechać na drogi dostępne tylko dla wozów terenowych (głównie w interiorze, ale i bliżej głównej ring road też nam się zdarzyło takimi jechać)
3. być bardziej mobilnym.
Zatem zaopatrzeni w rewelacyjne karimato-materace oraz profesjonalne śpiwory dające komfort cieplny nawet do -22 st.C (nie wiemy, czy rzeczywiście, nie spotkaliśmy się z tak niskimi temperaturami, o dziwo i na szczęście;) ) każdą noc spędziliśmy w aucie. Po złożeniu tylnej kanapy mieliśmy idealne 170 cm płaskiej i szerokiej powierzchni, na której mogliśmy się swobodnie wyciągnąć wraz z naszymi 2 walizkami. Więcej o organizacji wyjazdu/pobytu i wszelkie wskazówki w tym poście.


Dzień 1: Wodospady Hraunfossar i Barnafoss i jaskinia lawowa Surtshellir
Islandia to kraina wodospadów. Wiedziałam, że na wyspie jest ich wiele, ale o ich ogromnej mnogości i różnorodności mieliśmy się dopiero przekonać. Pierwszy dzień zwiedzania zaczęliśmy właśnie od pary wodospadów - Hraunfossar i Barnafoss. Pierwszy, Hraunfossar, to seria pomniejszych wodospadów ciągnąca się na długości ok. 1000 m. Woda wypływa spomiędzy warstw lawy (hraun - lawa). Pięknie wyglądał w złocistej, jesiennej oprawie.
Kilka kroków dalej znajduje się wodospad Barnafoss. W przeciwieństwie do spokojnego i rozległego Hraunfossara, Barnafoss jest wyższy, gwałtowniejszy i silniejszy, gdyż powstał w miejscu zwężenia brzegów i spiętrzenia rzeki.
Wodospad Hraunfossar
Niedaleko wodospadów czekała na nas kolejna atrakcja zgoła innej natury - jaskinia lawowa Surtshellir. Znajduje się ona na ogromnym (ok. 242 km2) polu lawowym Hallmundarhraun powstałym 1000 lat temu w czasie erupcji wulkanu. Jaskinia ma formę ogromnego kanału (lub owalnego korytarza) tuż pod powierzchnią ziemi o długości 1970 m. Posiada pięć "świetlików", czyli miejsc w których strop się zapadł tworząc wielkie dziury na powierzchni. Średnica kanału dochodzi do kilkunastu metrów. W okolicy znajdują się dwie podobne, mniejsze jaskinie.

Tak jaskinia przedstawia się z powierzchni
Jaskinia/korytarz od środka
Tej nocy oglądaliśmy naszą pierwszą zorzę polarną. Łezka mi się w oku zakręciła z wrażenia i emocji;)


Dzień 2: Krater Eldborg, Fiordy Zachodnie, Wodospad Dynjandi
Obudziliśmy się pośrodku niczego (pola) mając widok na krater wygasłego wulkanu Eldborg (ostatnia erupcja ok. 5000-6000 lat temu). Poranek był piękny, prawie bezchmurny i słoneczny. Z radością ruszyliśmy na podbój wulkanu:) Po zaparkowaniu na parkingu należało przejść 2,5 km ścieżką pośród krzewów. Na Islandii praktycznie nie ma drzew w naszym rozumieniu. Są takie skarłowaciałe. Najwięcej jest jednak krzewów przypominających karłowate brzózki, takie jak wokół krateru. Eldborg to najbardziej symetryczny i najpiękniejszy krater wulkaniczny na Islandii. Wznosi się na wysokość 60 m, ma średnicę 200 m i głębokość 50 m. Rzeczywiście prezentuje się malowniczo, szczególnie w słoneczny poranek pośród złocistych krzewów, na tle gór. Droga na szczyt zajmuje ok. 1 godz., nie jest trudna. Ze szczytu widać rozległe pole lawowe, góry i ocean.


Wnętrze krateru
Po wizycie na kraterze udaliśmy się na północ na Fiordy Zachodnie. Naszym głównym celem był wodospad Dynjandi uchodzący za jeden z najpiękniejszych na wyspie. Fiordy Zachodnie nie są popularnym miejscem wśród turystów. To kraina pięknych fiordów, mocno opustoszałych. Wiosek tu jak na lekarstwo, gdzieniegdzie na zboczu pojawiał się samotny domek. Zastanawialiśmy się, jak tu można mieszkać. Odległości ogromne, teren górzysty, jedyna asfaltowa droga prowadzi wzdłuż fiordów (a jest ich kilka), co bardzo wydłuża czas podróży. Jedyne większe miejscowości są na samej północy półwyspu. Nie żałujemy jednak, że skierowaliśmy się w te rejony. Widoki fiordów piękne! Ukoronowaniem był wodospad Dynjandi (zwany również Fjallfoss), jeden z największych na wyspie. Jego woda spada z wysokości 100 m. Na górze ma szerokość 30 m, u podstawy 60 m. Piękny! Jeden z moich ulubionych.
Spod wodospadu mieliśmy udać się w drogę powrotna do miejscowości Drangsnes po wschodniej stronie półwyspu. Niestety mieliśmy 1/3 baku paliwa, co w tym rejonie oznacza mocny deficyt, a jedyna stacja benzynowa w okolicy była nieczynna! Baliśmy się, że możne nam zabraknąć paliwa. Pojechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów na północ do najbliższej (!) stacji benzynowej. Był już wieczór, zrobiło się ciemno, a my jechaliśmy drogą wysoko w górach, krętą i nieodśnieżoną. Nie wdając się w szczegóły powiem, że było nerwowo, gdy zza zakrętu o 180 st. wyjechało auto z naprzeciwka... W dolinkach modliłam się, by już więcej nie było żadnego przejazdu przez kolejną górę.
Na koniec całą nerwówkę wynagrodził nam widok przecudnej zorzy polarnej:)

Widoki fiordów

Wzdłuż fiordu
Wodospad Dynjandi
Dynjandi widoczny z drogi

W kolejnej części przedstawię, co widzieliśmy i czego doświadczyliśmy na północy i wschodzie kraju.

Islandię mocno polecają

1 komentarz: