W poprzedniej części przedstawiłam uroki październikowej Islandii zachodniej wraz z mało uczęszczanymi Fiordami Zachodnimi. Dziś część północna i wschodnia. Na północy znajduje się jezioro Myvtan, wokół którego pełno jest formacji wulkanicznego pochodzenia. Osobiście najbardziej podobał mi się wodospad Dettifoss, najpotężniejszy w Europie. W czasie bytności na wschodzie oglądaliśmy najpiękniejsze zorze polarne.
Dzień 3: Kąpiel w jacuzzi w Drangsnes, Skała Hvitserkur
Nie bez powodu po objechaniu Fiordów Zachodnich chcieliśmy dostać się do małej miejscowości Drangsnes.
Tu znajduje się gorące źródło z jednym z najpiękniejszych widoków na
wyspie - na fiord i ocean. Woda termalna gromadzona jest w 3
basenach-jacuzzi (o różnej temperaturze) na brzegu oceanu. Mimo że było
zimno i deszczowo, zaszyliśmy się w naszym małym gorącym naturalnym
jacuzzi na dobre kilkadziesiąt minut. Było cudownie! Woda o idealnej
temperaturze, z pięknym choć mglistym widokiem i tylko my dwoje w
jacuzzi, żadnej żywej duszy na około. A do tego obok cieplutka łazienka z
WC, prysznicem i prądem! Prysznic przed wejściem do źródła termalnego
to obowiązek (jeśli tylko jest zorganizowana łazienka). Mogłam się
wygodnie wyprysznicować, umyć włosy i je wysuszyć. Cóż za komfort dla
kobiety po trzech dniach mieszkania w aucie;) I to wszystko za darmo,a
właściwie za datkiem "co łaska", który ochoczo uiściliśmy za takie
luksusy. Tę kąpiel wspominamy najmilej ze wszystkich :)
Zapowiadał
się długi dzień w aucie. Mieliśmy do przejechania spory kawałek drogi
wzdłuż północnego wybrzeża, taki właściwie bez atrakcji. Jedyną
ciekawostką była skała Hvitserkur, która wg sag jest trolem zamienionym w kamień, gdy ten chciał zniszczyć pobliski kościół. Jest popularnym symbolem. Często pojawia się na pocztówkach czy nawet czekoladzie;)
Dzień 4: Akureyri, wodospad Godafoss, pseudokratery Skútustaðir, skały Dimmuborgir, pole geotermalne Hverir, obszar wulkaniczny Krafla z wulkanem z jeziorkiem Viti
Obudziliśmy się nieopodal Akureyri -
największego miasta północnej części Islandii. Przejeżdżając przez nie
po raz pierwszy cieszyłam się ze stania na światłach (jedno z
nielicznych miast poza aglomeracją stolicy ze światłami ulicznymi;) ).
Czerwone światło ma tu kształt serduszka. To pomysł władz miasta na
poprawę humoru mieszkańców po kryzysie ekonomicznym;)
Naszym głównym celem na ten dzień były tereny wulkaniczne wokół jeziora Myvtan. Po drodze jednak czekał na nas wodospad Godafoss,
czyli wodospad bogów. Godafoss jest pięknie błękitno-biały, szeroki,
potężny, ale tak urokliwy, że nie wydaje się groźny mimo swych
gabarytów.
Jeszcze
przed południem dotarliśmy do jeziora Myvtan. Jest to chyba
najciekawszy obszar geologiczno-wulkaniczny w całej Islandii. Znajdziemy
tu gazowe pseudokratery, kominy lawowe, wygasły wulkan i gorącą,
parującą ziemię. Zaczęliśmy od pseudokraterów Skútustaðir.
Przypominają kratery wulkaniczne, ale powstały zupełnie inaczej. Kiedy
lawa zalewa bagno lub staw, dochodzi do eksplozji gromadzących się pod
nią gazów i pary wodnej, w rezultacie skutkujących powstaniem
pseudokraterów. Przed wyprawą na księżyc ćwiczyła tu załoga misji Apollo z Neilem Armstrongiem.
Lawa przyczyniła się do powstania innych formacji skalnych na terenie zwanym Dimmuborgir,
czyli czarne miasto. Rzeczywiście, teren może przypominać mroczne
miasto rodem z Mordoru;) Nierówności skalne to tak naprawdę kominy z
lawy, przez które wydobywały się gazy z zalanego przez nią jeziora.
Efekty działania magmy na tym obszarze widać na obszarze geotermalnym Hverir.
Pełne jest ono parujących oczek błotnych, gorących źródeł, dymiących
kominów i fumaroli (szczeliny w ziemi, przez które wydobywają się gazy).
W powietrzu unosi się zapach zgniłego jaja (siarka). Cały teren wygląda
jak z innej planety.
Na północ od Hverir leży obszar wulkaniczny Krafla
z najciekawszym dla nas kraterem wulkanicznym Viti, wewnątrz którego
znajduje się jeziorko o najbardziej niezwykłym kolorze wody, jaki
widziałam - mleczno-turkusowym.
Dzień 5: wodospad Dettifoss, skały bazaltowe Hljóðaklettar z jaskinią Kirkjan, miasto Husavik
W połowie naszego zwiedzania Islandii dotarliśmy do najpotężniejszego wodospadu Europy, Detifossa.
Prowadzi do niego ok. 30-kilometrowa droga poprzez wielkie pustkowie,
największe, najbardziej płaskie, bez roślin i jakiegokolwiek życia,
jakiego w życiu doświadczyłam. Tutaj naprawdę można poczuć, czym jest
odludzie i samotność. Ciekawe, że do wodospadu, jednej z największych
atrakcji wyspy, prowadzi jedna z najbardziej dziurawych dróg szutrowych,
jakimi jechaliśmy, co nie pozwalało rozwinąć prędkości większej niż
30-40 km/h;) Dobry pomysł na zniechęcenie turystów i ochronę przyrody;) A
jest co ochraniać. Dettifoss jest O-SZA-ŁA-MIA-JĄ-CY!!! Wiedziała, że
będzie wielki, ale że tak wielki?! Ta masa wody, ten ogrom, ta siła i
gwałtowność, ta kipiel, ten huk. Stałam na brzegu, czułam tę energię,
byłam oniemiała i zahipnotyzowana.
Bardzo
niechętnie opuszczaliśmy Dettifossa. Spędziliśmy tam więcej czasu, niż
zamierzaliśmy, było tak wspaniale. Ale islandzki kraj czekał, a
dokładniej bazaltowe formacje Hljóðaklettar z jaskinią Kirkjan o niezwykłej formie.
Ruszyliśmy dalej. Przypadkiem okazało się, że nasza trasa prowadzi przez miasto Húsavík.
To główny port, z którego wypływa się na oglądanie wielorybów. My nie
zamierzaliśmy, ale postanowiliśmy pospacerować po mieście, tym bardziej,
że słoneczko ciepło przyświecało.
Dzień 6: wodospad Hengifoss, miasto Seyðisfjörður, kąpiel w źródle termalnym, najcudowniejsza zorza
Z Húsavíku pojechaliśmy do miasta Egilsstaðir, a stamtąd do wodospadu Hengifoss, trzeciego
najwyższego na wyspie (128 m). Pojedynczy strumień malowniczo współgra z
czarną ścianą . Czerwone pasy to warstwy gleby wykształconej na
zastygłej lawie i przykrytej kolejnym wylewem lawy. Tu widać, jak
wybuchy wulkanów kształtują teren na Islandii. Kierując się do wodospadu
mija się nieco mniejszy, ale równie ciekawy wodospad Litlanesfoss
otoczony bazaltowymi słupami.
Wodospad Hengifoss |
Wodospad Litlanesfoss, a u góry Hengifoss |
Jakieś 30 km od Hengifoss znajduje się gorące źródło,
właściwie sadzawka, zupełnie pośrodku niczego. Towarzyszy jej tylko
hostel, o tej porze roku nieczynny. Postanowiliśmy się wykąpać. Woda
była mocno ciepła, co jednak dobrze podziałało na nasze "stare" kości;)
Tego wieczoru oglądaliśmy cudowną zorzę polarną. Zorza jest niesamowita! Gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, prawie popłakałam się ze szczęścia. To było jedno z moich trzech największych pragnień na Islandii (oprócz zobaczenia z bliska lodowca i stanięcia pomiędzy płytami tektonicznymi). Ciągle zmieniające się kształty i kolory zorzy wprawiają w zachwyt.
W kolejnej części pokażę, co widzieliśmy i czego doświadczyliśmy na południu i zachodzie kraju.
Islandię mocno polecają
Zorzę miałam okazję widzieć już 3 - krotnie, niesamowite uczucie, ciarki przechodzą, skóra cierpnie. Przeżycie nie do opisania. Za każdym razem zachwyca :)
OdpowiedzUsuń