Bardzo lubię irlandzkie klimaty, choć nigdy nie byłam w tym kraju. Zachwyca mnie muzyka oraz zieleń Irlandii. Dlatego też, gdy koleżanka powiedziała, że ma dla mnie idealną książkę "do poduszki" pt. "Irlandzki sweter", skusiłam się na tę lekturę.

Przyjaźń, zaufanie, wzajemna pomoc, miłość to uczucia, które niemal wylewają się z kolejnych stron powieści. Czasem aż do przesytu. Obraz mieszkańców wyspy jest, moim zdaniem, wyidealizowany i zbyt cukierkowy (właściwie wszyscy są dobrzy, uczynni, przyjacielscy, tylko nieliczni mają jakieś wady). Zachowanie bohaterów wydawało mi się momentami dziwaczne – wokół Rebeki notorycznie kręci się tłumek osób, tak jakby mieszkańcy wyspy nie mieli swojego życia i swoich problemów. Społeczność ta podejmuje wobec Rebecki różne działania, wciągając ją w lokalne życie, tak jakby sami chcieli stać się takim swetrem i otulić Rebeccę swoją troską i przyjaźnią. Rebecca tymczasem wydaje się osobą zagubioną, zranioną, pogrążoną w rozpamiętywaniu przeszłości i niemal obsesyjnie zatroskaną o swoją córeczkę. Jej stosunek do życia i własnego dziecka mogłabym określić tak, jak ktoś to ujął, że kobieta przy porodzie pozbyła się poczucia humoru - jest śmiertelnie poważna, wszystkiego się boi, a córki najchętniej nie spuszczałaby z oka. A przecież "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz".
Pomijając powyższe "mankamenty" książka ma fajny irlandzki klimat – musiał pojawić się rudowłosy On, wiatr wiejący od morza, ruiny jakiegoś prehistorycznego fortu, piec opalany torfem, niezłomna wiara w Boga, muzyka – skrzypce i fujarka co rusz gdzieś rozbrzmiewają w różnych miejscach na wyspie. Plusem są sugestywne opisy pogody - momentami aż czuje się przenikliwy wiatr, deszcz, zimno. Przyznaję, słodko i stereotypowo, ale ja bym chciała doświadczyć takiej Irlandii.
Pomijając powyższe "mankamenty" książka ma fajny irlandzki klimat – musiał pojawić się rudowłosy On, wiatr wiejący od morza, ruiny jakiegoś prehistorycznego fortu, piec opalany torfem, niezłomna wiara w Boga, muzyka – skrzypce i fujarka co rusz gdzieś rozbrzmiewają w różnych miejscach na wyspie. Plusem są sugestywne opisy pogody - momentami aż czuje się przenikliwy wiatr, deszcz, zimno. Przyznaję, słodko i stereotypowo, ale ja bym chciała doświadczyć takiej Irlandii.
Powieść ma dosyć banalną fabułę z łatwym do przewidzenia zakończeniem. Najciekawsze są retrospekcje i tajemnice z przeszłości bohaterów. Autorka miesza teraźniejszość z przeszłością, wyjaśniając tym samym decyzje i zachowanie bohaterów. Miłość, przyjaźń, optymizm, nienawiść, strach, poczucie winy i żalu – dużo tu uczuć i emocji. W powieści nie zaznamy wprawdzie barwnych zawrotów akcji i szybko zmieniającej się scenerii. Będziemy mieli za to do czynienia z malowniczym krajobrazem, a także historiami, które kryją się za indywidualnie tworzonymi gansejami. Choć moim zdaniem pisarka nie wykorzystała potencjału tkwiącego w owych gansejach – zamiast skupić się na nich i historiach z nimi się wiążących, wypełniła powieść dosyć banalnymi wątkami z codziennego życia.
"Irlandzki sweter" to bardzo miła i przyjemna lektura. Niezbyt wymagająca, ale ujmująca. Chciałabym polecić ją wszystkim tym, którzy mają ochotę zapoznać się z tajemnicami ukrytymi na malowniczej wyspie, a które kryją się pod na pozór niewinnymi splotami.
Na zakończenie kilka słów o znaczeniu oryginalnego tytułu "Casting Off". Jest on wieloznaczny i bardzo pasujący do treści powieści. Czasownik cast off oznacza po angielsku wykończać ścieg (robiony na drutach), ale także odrzucać oraz odbijać od brzegu.
Tytuł oryginalny: Casting Off
Język oryginalny: angielski
Tłumacz: Bogunia Joanna, Juraszek Dawid
Rok pierwszego wydania: 2009
Rok pierwszego wydania polskiego: 2011
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Liczba stron: 394
Polecają
Tego typu książki często mnie nudzą - potrzebuję bardziej emocjonujących historii :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz książki z irlandzkim klimatem w tle, polecę Ci "Bar McCarthy'ego" - coś zupełnie innego od powyższej powieści, ale mi podobało się ogromnie :) No i oczywiście słynną "Ulicę marzycieli" - kocham tę książkę :)