Wakacje to czas, kiedy mamy ochotę na trochę większą dawkę literatury
nieco lżejszego kalibru: książki lekkie, niewymagające i - przede
wszystkim - łatwe i przyjemne do czytania. Po "Ostatnią noc w Chateau Marmont" sięgnęłam właśnie latem, ale - nie wiedzieć czemu - długo zajęło mi napisanie tych kilku słów na temat moich wrażeń po lekturze powieści pani Weisberger.
Sięgając po "Ostatnią
noc…" wiedziałam tylko, że autorka napisała również znaną powieść „Diabeł ubiera
się u Prady” na podstawie, której powstał głośny swego czasu film. Tej powieści nie
czytałam, ale spodziewałam się czegoś lekkiego, zabawnego i stricte kobiecego. I
właśnie taką powieść dostałam. Od razu poskarżę się jednak, że w skład mojej
listy oczekiwań wchodził ten specyficzny rodzaj humoru, z jakim w filmie
zaprezentowano świat wielkiej mody. Niestety "Ostatnia noc w Chateau Marmont"
nie jest komedią, ba, w ogóle nie ma w niej nic śmiesznego. To typowa powieść
obyczajowa opisująca zmienne losy małżeństwa poddanego nagłej próbie, jaką
okazuje się sława i wkraczający w ich dotąd zwyczajne życie show-biznes. Po wielu latach ciężkiej pracy, Julian - aspirujący muzyk rockowy, osiąga
upragniony sukces. Sława spada na niego nagle i ani on ani jego żona
nie są przygotowani na taki obrót sprawy. Nagle w ich życiu wiele się
zmienia i muszą sobie z tym poradzić. Kwestią zasadniczą jest, czy
Julian i Brooke udźwigną ciężar sławy i nieustanne towarzystwo
natrętnych paparazzi.
"Ostatnia noc..." nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie, nie zapierała
tchu w piersiach, jednakże przyznaję, iż czytało się ją całkiem przyjemnie. Lekka lektura, bez przesadnego
wysilania umysłu. Osobiście uważam, że kilkadziesiąt pierwszych można bez żalu opuścić niewiele
na tym tracąc. Potem zaczyna robić się ciekawie. Całość jest lekką i przyjemną opowieścią w nieco bajkowej scenerii, stricte bajkowo mdłe jest także zakończenie. Jeśli ktoś lubi takie historie, to jak
najbardziej polecam. Jeżeli jednak ktoś spodziewał się czegoś głębszego,
fascynującego czy mniej przewidywalnego, to obawiam się, że będzie zawiedziony. Przyznaje,
że ja właśnie trochę tak się czułam, w końcu nazwisko autorki do takich
oczekiwań upoważniało.
Treść jest w
zasadzie bardzo prosta i naprawdę trudno doszukać się jakichkolwiek pobocznych
wątków. Postacie są nieliczne, a oprócz głównej bohaterki wszystkie są płaskie
i potraktowane całkowicie szablonowo. Co do głównej postaci, to Brook
była jednym z nielicznych walorów tej książki. Autentyczna, prawdziwa i
normalna kobieta, która nie radzi sobie ze zmianami, jakie nastąpiły w jej
małżeństwie, pracy i życiu.
"Ostatnia noc
w Chateau Marmont" ma w sobie coś letniego i wakacyjnego. Polecam więc tym,
którzy nie wiedzą w co się zaopatrzyć podczas urlopu czy długiej podróży
pociągiem.
Tytuł oryginału: Last night at Chateau Marmont
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 480
Polecają
Tytuł oryginału: Last night at Chateau Marmont
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 480
Polecają
Lubię takie książki, ale muszę mieć w sobie "to coś" - albo humor, albo postaci, albo opisy jedzenia ;) Po tę pozycję raczej nie sięgnę...
OdpowiedzUsuń